Rychel, który jest zastępcą ordynatora oddziału dziecięcego w szpitalu w Czeladzi, często rozmawia o stosowaniu sterydów z uczniami gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. - Podczas takich spotkań widzę z reguły grupki młodych ludzi, o których z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że czymś się wspomagają. Na początku moim słowom towarzyszą z reguły chichoty i uśmiechy. Kiedy dochodzimy do zmian w wyglądzie, problemów z erekcją, prokreacją - zaczyna panować cisza. Mam wrażenie, że w tym moim "ględzeniu" zaczynają dostrzegać sens - powiedział Rychel, który w środę dyskutował na ten temat w Katowicach z nauczycielami. Podczas spotkań z uczniami Rychel przeprowadza ankiety, w których pyta o przyczyny sterydowego dopingu. - Odpowiedzi są podobne: chodzi o uzyskanie muskularnej sylwetki, powiększenie swoich szans u dziewcząt i pracodawców, wzbudzenie podziwu u rówieśników, osiągnięcie bez wysiłku dobrych wyników sportowych. Zwykle szukają informacji o specyfikach w internecie lub u kolegów. Słyszą: "weź, to bezpieczne, nic mi przecież nie jest, zresztą sprawdź w internecie". A tam napotykają informację, że skutków ubocznych "raczej nie ma". O ryzyku, zagrożeniach - nie wiedzą nic. Na przykład o tym, że "pompując" farmakologicznie mięśnie rąk czy klatki piersiowej, powiększają jednocześnie serce - bo to też mięsień" - dodał. Na pedagogach spore wrażenie zrobiły zdjęcia "naszprycowanych" sportowców (łysiejących ale za to z widocznymi piersiami i nieusuwalnym trądzikiem mężczyzn, owłosionych kobiet) i ich zniekształconych organów wewnętrznych. Rychel wskazywał, jakie zmiany w wyglądzie i zachowaniu młodych ludzi mogą wskazywać na używanie przez nich sterydów. "Młodzi chcą ładnie się prezentować, mieć muskularne ciało. Mówię im, że natury oszukać się nie da. Wyhodowane mięśnie bez ćwiczeń, treningu, nie dają przecież siły. W efekcie ci ludzie często wpadają w takie błędne koło: żeby nie wrócić do starego wyglądu, muszą brać sterydy dalej" - wyjaśnił Rychel.