Wicelider tabeli w spotkaniu z piątym GKS-em Bełchatów nie tylko chciał udowodnić swoją dobrą dyspozycję, ale również zrewanżować się za porażkę odniesioną 11 listopada (0:1). Od tamtej pory piłkarze z Warszawy byli niepokonani. Jedna z niewielu groźnych akcji została przeprowadzona przez podopiecznych Jana Urbana w 6. minucie. Najlepszy strzelec stołecznego klubu Takesure Chinyama znalazł się sam na sam z Krzysztofem Kozikiem. Gdy wydawało się, że na tablicy świetlnej pojawi się 1:0, reprezentant Zimbabwe fatalnie spudłował. "Nie do wiary" - skomentowali kibice na trybunach. Niewiele zdziałał również w pierwszej połowie najlepszy zawodnik drużyny gości. Reprezentacyjny pomocnik Łukasz Garguła wielokrotnie próbował dośrodkowywać, podawać i strzelać. Bezskutecznie. Po przerwie na początku niewiele się zmieniło. Chinyama wielokrotnie marnował świetne okazje do zdobycia swojego dwunastego gola. Po kolejnej próbie, w 55. minucie Kozik wybił piłkę przed siebie. Trafiła ona do skrzydłowego warszawskiej Legii Macieja Rybusa, który strzelił między nogami bramkarza. 1:0 dla Legii. Gracze Pawła Janasa rzadko kiedy dochodzili do klarownych sytuacji, a słowacki bramkarz Jan Mucha miał niewiele pracy. Przez ostatnie minuty nieskutecznością razili legioniści, a na trybunach raz po raz rozlegały się jęki rozczarowania. Na siedem minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego Chinyama mógł jeszcze raz w tym roku zatańczyć po zdobyciu bramki i zrównał się w klasyfikacji strzelców z napastnikiem Wisły Kraków Pawłem Brożkiem. Podobnie jak przy pierwszym golu, błąd popełnił Kozik, tym razem reprezentant Zimbabwe się nie pomylił. Minutę później było 3:0. Tym razem bezbłędny okazał się Piotr Giza. W ostatniej minucie za brzydki faul na Jakubie Rzeźniczaku czerwoną kartką ukarany został Peruwiańczyk Carlos Costly. Owacjami na stojąco żegnany przez kibiców był były kapitan Legii Aleksandar Vukovic, który nie może dojść do porozumienia z władzami klubu w sprawie przedłużenia kontraktu i były gracz stołecznego zespołu, obecnie piłkarz GKS-u Tomasz Jarzębowski. Kolejne mecze ekstraklasy zostaną rozegrane w ostatni weekend lutego, Legia w derbowym spotkaniu zmierzy się z Polonią, a GKS podejmie walkę z Lechem Poznań. Powiedzieli po meczu: Paweł Janas (trener GKS-u Bełchatów): - Legia była lepszym zespołem, zresztą wynik mówi sam za siebie. Gole były prezentami mikołajkowymi dla warszawiaków, których nie powinniśmy sprawić. Szczerze powiem, że dobrze, iż ten mecz się skończył, bo nie wiadomo co by było dalej. Jan Urban (trener Legii Warszawa): - Przed meczem żartowałem, że byłem grzeczny i zasłużyłem na prezent. Chciałem trzech punktów i tak też się stało. Wydaje mi się, że byliśmy zdecydowanie lepszą drużyną, GKS nie stworzył sobie praktycznie żadnej sytuacji. Na pewno w szatni po pierwszej połowie padły mocne słowa, bo stać nas było na znacznie lepszą grę, w drugiej połowie wyglądało to już znacznie lepiej i zasłużenie wygraliśmy. Legia Warszawa - PGE GKS Bełchatów 3:0 (0:0) Bramki: 1:0 Maciej Rybus (55), 2:0 Takesure Chinyama (83), 3:0 Piotr Giza (84). Legia: Jan Mucha - Jakub Rzeźniczak, Inaki Astiz, Dickson Choto (45. Wojciech Szala), Jakub Wawrzyniak - Miroslav Radović, Aleksandar Vuković, Maciej Iwański, Roger Guerreiro (71. Piotr Giza), Maciej Rybus (67. Piotr Rocki) - Takesure Chinyama. PGE GKS: Krzysztof Kozik - Tomasz Jarzębowski, Marcin Drzymont, Dariusz Pietrasiak, Edward Cecot - Piotr Kuklis (68. Mateusz Cetnarski), Janusz Gol, Patryk Rachwał (86. Paweł Adamiec), Łukasz Garguła, Dawid Nowak (20. Carlos Costly Molina) - Mariusz Ujek. Sędzia: Tomasz Mikulski (Lublin). Żółta kartka - Legia Warszawa: Jan Mucha, Inaki Astiz, Takesure Chinyama. Czerwona kartka - PGE GKS Bełchatów: Carlos Costly Molina (90-faul). Widzów: 3 000.