Nie pamiętam Legii tak słabej, grającej bez pomysłu, nie mającej kilku indywidualności, nie posiadającej charakteru. Wszystko to, co robią legioniści od początku rundy wiosennej nakazuje mi wysnuwać dwa wnioski: albo jesteśmy świadkami jakiegoś mega wkrętu w stylu TV show, albo ci ludzie naprawdę nie potrafią grać, i nawet Jose Mourinho do spółki z Fabio Capello nie zrobiliby z nich drużyny. Raczej to drugie. Gdy widzę te żałosne kłótnie Vukovicia z Gizą (okraszone wulgarnym obrażaniem się), strzały w kosmos tego drugiego, prymitywne rozdawanie łokci na lewo i prawo w wykonaniu Szali, bezmyślne rajdy Radovicia, dopóki ktoś go nie przewróci (sorry, dopóki sam się nie przewróci), to myślę sobie, że piłkarze Legii sprzed lat, łapią się za głowy. Owszem zdarzało się, że zaplątał się na Łazienkowskiej jakiś gość z przypadku, ale żeby od razu dziesięciu? Legia to klub, w którym grały legendy: Lucjan Brychczy (pan Lucek chyba dzisiaj jest lepszym piłkarzem niż kilku zawodników Urbana), czy Kazimierz Deyna, to klub, w którym podziwiano sztuczki Dziekanowskiego, rajdy Koseckiego, podania Pisza i strzały Kowalczyka. Dla kibica Legii oglądać żałosne popisy dzisiejszych zawodników, musi być wstydem równym publicznemu obnażeniu się na Rondzie de Gaulle'a... Paweł Zarzeczny napisał tu kiedyś, długo przede mną, że jeśli kupuje się piłkarzy z Widzewa, to wkrótce gra się jak Widzew. Święte słowa, choć prawda jest dzisiaj taka, że Widzew, nawet ten obecny, ma dużo więcej charakteru od Legii. Czyja to wina? Część tej zagadki rozwikłał po meczu z Groclinem Jan Urban, który wziął dużą jej część na siebie, za co od razu dostał "standing ovation". Tylko czy to samobiczowanie do czegokolwiek prowadzi? Czy jest godne pochwały, czy raczej potępienia? Od razu spieszę wyjaśnić: nie jestem wrogiem Urbana, przeciwnie, jako dziennikarz, mam słabość do tego zawsze (no, może trochę rzadziej), uśmiechniętego trenera z Hiszpanii, choć coraz częściej dochodzę do wniosku, że Legia na dobry początek, to był dla niego początek jak najgorszy. Lepszym pomysłem był dla niego klub mały, może jakaś Odra Wodzisław, niczego jej nie ujmując. Klub, w którym parcie na wynik "tu i teraz" nie jest tak wielkie jak w stolicy, a jednocześnie tak niczym nie poparte w działaniach klubu. Urban wiele razy miał zostać trenerem Osasuny Pampeluna. Nigdy nim nie został, bo zawsze znajdował się ktoś lepszy, ktoś bardziej "stamtąd", choć wydawało się przecież, że Jasiu Urban to już jest ich ziomek. Nie został pewnie dlatego, że za granicą polscy trenerzy są tak cenieni jak polscy piłkarze, czyli wcale. I żaden to prztyczek w Urbana, zważywszy na to, że jedynie Henryk Kasperczak prowadził poważne kluby i reprezentacje w innych krajach. W Legii Urban zaczął znakomicie, niestety, jego piłkarze zbyt szybko uwierzyli w swoją wielkość (siedem zwycięstw z rzędu na początek). Oni sami myślą i czują, że Legia robi z nich wielkich zawodników, sama w sobie. Podpisujesz kontrakt, zajeżdżasz pod klub "grubą bryką", nosisz ładne ubranie i masz fajną fryzurę od znanego stylisty, szal niedbale zarzucony na garnitur, a to już tworzy z ciebie wielkiego gracza. Wpisali się w taki stereotyp, że aż zęby bolą. Legia to jest wulkan sprzeczności. No bo taki Marcin Burkhardt jest na wylocie, a jednocześnie, gdy grunt się pali, a sytuacja na boisku przestaje być ciekawa, wchodzi z ławki i ma być ratownikiem. To samo w kwestii transferów - sprzeczność goni sprzeczność. Pieniądze zarobione na transferach Fabiańskiego, czy Janczyka mogłyby być spożytkowane na budowę ciekawej drużyny. Ale po co? Nic dziwnego, że wszystko to odbija się w grze Legii, a ta przypomina dziś zabijanie barana tępą siekierą. Jest schematyczna, wolna i do bólu przewidywalna. Jak Roger gra dobrze, coś poda Chinyamie, to może się strzeli. Jak tylko Brazylijczyk na chwilę przygaśnie, a Chinyama nie wykorzysta dziesięciu sytuacji - dramat. Tworzy się złe koło sprzężeń zwrotnych, bo gdy wszyscy grają fatalnie - to i Rogerowi jest trudniej. Przecież to nie Cristiano Ronaldo i sam spotkań nie wygrywa. Prezes Mirosław Trzeciak prawi taki oto morał: nie mam obsesji na punkcie transferów. No to nie miejcie dalej panowie! Gdy Wisła się zbroi na kolejne boje, na następny sezon, wy tkwicie w blokach. Wychowujecie sobie piłkarzy, ale chwilowo nie ma kogo, bo sprzedaliście najlepszych. Kiedy słyszę, że prezes Trzeciak ma oferty za Radovicia (tego od walenia głową w obrońców), i to kontrakty na ponad milion euro, to turlam się ze śmiechu. Od kogo? Legia, czy się to komuś podoba, czy nie, jest dzisiaj drużyną na miarę szóstego miejsca w ekstraklasie. I pod względem składu, i pod względem umiejętności. Legię czekają teraz trzy mecze: z Lubinem, Widzewem i Koroną. To dla niej ostatni dzwonek, żeby udowodnić, iż mają jeszcze resztki charakteru. W pociągu, którym wracali legioniści z Katowic do Warszawy, panowała grobowa cisza. W szatni, po meczu w Sosnowcu - także. Może wreszcie pora, żeby ktoś krzyknął. Bo na razie jest katastrofa. Śpicie i nie chce wam się wstać. Przemysław Rudzki, "Fakt"/"Przegląd Sportowy"