Tabela i wyniki Ekstraklasy aktualizowane na żywo! - Kliknij! Bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie w Gdańsku gospodarze. Lechia atakowała, a znakomicie prezentował się zwłaszcza grający na lewym skrzydle Paweł Buzała. Gracz "biało-zielonych" raz po raz zapuszczał się pod bramkę Korony, a swoimi dynamicznymi szarżami siał prawdziwy popłoch w defensywie gości. W 18. minucie prawą stroną pomknął Deleu, a szansę na wyprowadzenie Lechii na prowadzenie miał Ivans Lukjanovs. Łotysz próbował jednak strzału piętą, a że nie jest Maradoną, to piłka wpadła prosto w ręce Radosława Cierzniaka, bramkarza Korony. Na kwadrans przed końcem pierwszej części spotkania swoją szansę miała Korona. Łukasz Maliszewski niczym David Beckham dośrodkował piłkę "na nos" Ediego Andradiny, Brazylijczyk opanował ją 10 metrów od bramki Lechii i... strzelił Panu Bogu w okno. Potem atakowała już właściwie tylko Lechia, ale piłkarze gospodarzy przed bramką Korony tracili głowę. Bezproduktywny był Bedi Buval, a Lukjanovs, gdy tylko dostawał piłkę na prawej stronie, gnał z nią bez zastanowienia przed siebie jak jeździec bez głowy. Następnie dośrodkowywał, ale rośli stoperzy gości radzili sobie z jego wrzutkami z wielką łatwością. Na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy strzału z blisko 40 metrów spróbował Edi. Doświadczony snajper Korony uderzył znakomicie i piłka tylko nieznacznie minęła słupek bramki Sebastiana Małkowskiego. Pierwsza część meczu zakończyła się znamiennie - znowu prawą stroną pobiegł Lukjanovs i ponownie kiepsko dośrodkował. Kibice gospodarzy zaczęli zastanawiać się, czy aby Łotysz nie poluje na jakiś rekord! W drugiej połowie na stadionie przy ulicy Traugutta było już znacznie ciekawiej. Zaczęło się jednak - a jakże - od dośrodkowania Lukjanovsa. Tym razem jednak skrzydłowy Lechii kopnął piłkę tak, że ta poleciała "za kołnierz" kompletnie zaskoczonego Cierzniaka i bramkarza Korony uratował słupek, a następnie dobra interwencja Pavola Stano. Goście odpowiedzieli w 54. minucie. Dynamiczny i dobrze spisujący się w drugiej połowie Paweł Sobolewski pomknął prawą stroną, zbiegł do środka i uderzył tuż obok słupka bramki Małkowksiego. Pomocnik Korony ponownie spowodował zamęt w szeregach obronnych gospodarzy w 10 minut później, ale tym razem po jego dośrodkowaniu wprost w bramkarza strzelił Edi. Lechia, identycznie jak w pierwszej połowie, była więcej przy piłce i na dodatek coraz częściej próbowała strzałów, ale efekty tych wysiłków były marne. Za to Korona czekała na swoją szansę i gdy w 80. Minucie taką zwietrzyła, wykorzystała ją by zadać decydujący cios. Maciej Tataj urwał się obrońcom Lechii, zagrał z lewej strony do ustawionego na linii pola karnego Macieja Korzyma, a ten nie dał szans rozpaczliwie interweniującemu Małkowskiemu. Goście już do końca nie pozwolili Lechii na wiele, a gdańszczanie kompletnie nie byli przygotowani na grę w scenariuszu, w którym to oni musieli odrabiać straty. W końcówce na boisku pojawił się nie tylko Aleksander Sazankow, ale nawet wracający po 11. latach na stadion przy Traugutta Marek Zieńczuk. Korona nie pozwoliła jednak wyszarpać sobie zwycięstwa i w Gdańsku zrobiła kolejny krok do osiągnięcia celu, o jakim mówi ciągle trener Marcin Sasal, czyli... utrzymania. Słów szkoleniowca Korony nikt już chyba nie traktuje poważnie, bo "złocisto-krwiści" w tym sezonie ewidentnie mają chrapkę na czołowe lokaty. Jeśli w kolejnych spotkaniach grać będą tak zdyscyplinowani jak w Gdańsku, to szturm na podium może się udać. Po meczu powiedzieli: Trener Korony Kielce Marcin Sasal: - Możemy pochwalić się imponującą serią udanych spotkań na wyjeździe. Po meczu zapytałem nawet kierownika naszego zespołu, kiedy to po raz ostatni przegraliśmy na obcym stadionie, a on przypomniał mi, że stało się to w ostatnie święta wielkanocne. Nie ukrywam, że w Gdańsku zagraliśmy zachowawczo tak, aby nie stracić bramki. Niemniej w ataku czekaliśmy na swoją szansę. Remis w tym spotkaniu również by nas zadowolił tym bardziej, że Lechia, zwłaszcza w pierwszej połowie, grała fajną, kombinacyjną piłkę. Jestem skłonny przyznać, że gospodarzom należał się rzut karny po faulu na Traore, natomiast przy bramce dla nas nie chciałbym dyskutować o spalonym Macieja Tataja. W takich sytuacjach często decydują centymetry, a i my straciliśmy w meczu z Widzewem gola po ewidentnym spalonym. Trener Lechii Gdańsk Tomasz Kafarski: - Przegraliśmy kluczowy mecz, ponieważ w naszej grze szwankowało za wiele elementów. Po drugiej z rzędu porażce nie pozostaje nam nic innego, jak znowu pojechać do Warszawy i w meczu z Polonią sięgnąć po trzy punkty. W spotkaniu z Koroną zanotowaliśmy aż 44 dośrodkowania, co jest naprawdę imponującym wynikiem. Jednak postawni stoperzy kieleckiego zespołu bardzo dobrze radzili sobie ze wszystkimi górnymi piłkami i dlatego rzadko udawało nam się dochodzić do strzeleckich sytuacji. Lechia Gdańsk - Korona Kielce 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Maciej Korzym (80.) Składy: Lechia Gdańsk: Sebastian Małkowski - Deleu , Krzysztof Bąk, Sergejs Kożans, Marcin Kaczmarek - Abdou Traore (84. Marek Zieńczuk), Łukasz Surma, Paweł Nowak - Ivans Lukjanovs (72. Tomasz Dawidowski), Bedi Buval, Paweł Buzała (80. Aleksandr Sazankow). Korona Kielce: Radosław Cierzniak - Paweł Golański (68. Kamil Kuzera), Piotr Malarczyk, Pavol Stano, Jacek Markiewicz - Paweł Sobolewski, Aleksandar Vuković, Vlastimir Jovanović (82. Tomasz Nowak), Andradina Edi, Łukasz Maliszewski (76. Maciej Tataj) - Maciej Korzym. Żółte kartki: Lechia Gdańsk: Tomasz Dawidowski. Korona Kielce: Aleksandar Vuković. Sędzia: Robert Małek (Zabrze). Widzów 7˙500. Kliknij, by przeczytać zapis relacji LIVE z meczu Lechia - Korona!