INTERIA.PL zaprasza na relację na żywo z meczu Lech - FC Salzburg. Początek w czwartek o godz. 21.05. Większość poznańskich piłkarzy po raz pierwszy zagra przy ponad 40 tysiącach kibiców. Także trener Zieliński nie prowadził zespołu przy tak licznej widowni. - Nie miałem jeszcze w swojej trenerskiej przygodzie takiej sytuacji. Owszem, oglądałem parę spotkań przy tak licznej widowni, choćby ostatnio podczas mundialu w RPA. Gdy byłem szkoleniowcem Tłoków Gorzyce, to graliśmy w Poznaniu jubileuszowy mecz Lecha (z okazji 90-lecia klubu - red.) i wtedy też był komplet ludzi, a atmosfera imponująca - mówi Zieliński. Za to kapitan Kolejorza Bartosz Bosacki wie, jak to jest biegać przed tak liczną publiką. - Grałem na mistrzostwach świata w Niemczech, także w Bundeslidze. Jak jechaliśmy do Dortmundu na mecz z Borussią, to na trybunach było dwa razy więcej widzów niż tutaj w Poznaniu, chyba z 80 tysięcy - stwierdził. Zieliński: - Liczyliśmy, że po dobrym występie w Turynie zainteresowanie meczem będzie bardzo duże, ale być może faktycznie to wszystko przeszło nasze oczekiwania. Do tego jednak wszyscy dążyliśmy, liczyłem na takie chwile, gdy rok temu podpisywałem umowę z Lechem. Cieszę się, że doczekałem tej chwili, że Lech gra u siebie przy komplecie na ponad 40-tysięcznym stadionie. Splendor tego wydarzenia jest tym większy - cieszy się poznański szkoleniowiec, który nie chce porównywać czwartkowego rywala do kolejnych - Manchesteru City i Juventusu. - Nie dzieliłbym ich na lepszych i gorszych. Każdy mecz w Lidze Europejskiej będzie świętem dla Poznania - dodaje. Bosacki zapewnia, że piłkarze Lecha nie będą czuli się obco na swoim stadionie. Mimo że po raz pierwszy zajmą miejsca w nowych szatniach czy po raz pierwszy wybiegną na murawę z nowego tunelu położonego w innej części obiektu. - Nie jesteśmy tu pierwszy raz, jesteśmy codziennie. Widzieliśmy więc, co się zmieniało i do niczego nie musimy się przyzwyczajać - mówi. Skład Lecha będzie prawdopodobnie taki sam, jak w niedzielnym meczu w Warszawie. Zabraknie więc Ivana Djurdjevicia i Tomasza Bandrowskiego - obaj dzisiaj truchtali wokół boiska, ale do gry jeszcze się nie nadają. W pełni sił ma być Artjoms Rudnevs, który chorował przed spotkaniem z Legią. - W Tychach w ogóle go nie było, bo leżał w tym czasie w łóżku. W Warszawie rano gorączkował, więc jego dyspozycja nie była najwyższa - przypomina trener Lecha, który nie chce już wspominać pechowego meczu w Warszawie. - Wierzę, że piłkarze mają już wyczyszczone głowy i wyczerpali limit błędów na tę rundę - przyznaje Zieliński. W zespole z Salzburga ważną postacią jest Franz Schiemer, który w barwach Austrii Wiedeń strzelił Lechowi dwie bramki po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów. W rewanżu w Poznaniu wyleciał jednak z boiska z czerwoną kartką. - W Salzburgu trzeba uważać na wielu piłkarzy, nie tylko na Schiemera, który zapadł kibicom w głowach po tych golach. Duże wrażenie robi na mnie gra środkowej trójki: Mendes, Cziommer, Leitgeb - ocenia szkoleniowiec mistrza Polski. - Podchodzę spokojnie do doniesień na temat problemów Salzburga, czytamy wypowiedzi prezydenta o planach przeniesienia do Lipska i utworzenia tam flagowego klubu Red Bulla. Pamiętajmy jednak, że Salzburg to trzykrotny mistrz kraju w pięciu ostatnich latach. Początek sezonu faktycznie mieli nieszczególny, a wiązało się to przede wszystkim z niską skutecznością. To jednak zespół bardzo dobry w defensywie, świetnie zorganizowany. Uważam, że nie są w kryzysie, a oglądałem szczegółowo dwa ostatnie mecze Salzburga. Grają bardzo dobrze, to nie będzie łatwy przeciwnik - przyznaje Zieliński.