Zupełnie inny cel mają gospodarze, którzy myślą głównie o tym, jak uniknąć spadku z ekstraklasy. Na boisku widać było, że oba zespoły znajdują się w zupełnie innych rejonach tabeli. Szkoleniowcy obu drużyn nie mieli do swojej dyspozycji wszystkich zawodników. W ŁKS kontuzje wyeliminowały z gry Pawła Drumlaka, Georgasa Fredgeimasa, Dejana Ognjanovicia i Dariusza Stachowiaka, a choroba - Rafała Kujawę. W Lechu z powodu nie wyleczonych urazów nie mogli wystąpić Sławomir Peszko, Bartosz Bosacki, Marcin Kikut, Luis Henriquez oraz Ivan Djurdjević. Osłabienia były bardziej widoczne w łódzkim zespole, który miał olbrzymie problemy ze skonstruowaniem składnej akcji ofensywnej. Gospodarze po raz pierwszy w tym sezonie wystąpili w specjalnie przygotowanych strojach retro, mających przypomnieć o przypadającym w tym roku jubileuszu 100-lecia ŁKS. Goście nie mieli jednak zamiaru sprawiać jubilatowi prezentów. Lech objął prowadzenie w 16. minucie, gdy po uderzeniu Semira Stilicia piłka trafiła w stojącego w polu karnym Rafała Murawskiego i wpadła do bramki obok zupełnie zdezorientowanego Bogusława Wyparły. Cztery minuty przed końcem pierwszej połowy goście podwyższyli. Przy biernej postawie obrońców ŁKS piłka trafiła pod nogi Hernana Rengifo, który nie miał problemów ze zdobyciem gola. ŁKS w pierwszej połowie tylko biegał, nie stwarzając praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką Krzysztofa Kotorowskiego. W drugiej części spotkania ŁKS podejmował nieporadne próby ataków, a bramkę strzelili spokojnie grający poznaniacy. W 79. minucie Rengifo z prawej strony boiska posłał piłkę wzdłuż bramki, a zamykający akcję Piotr Reiss dopełnił formalności, zdobywając gola trzy minuty po wejściu na boisko. Po meczu powiedzieli: Trener Lecha Poznań Franciszek Smuda: - Wygrane spotkanie na pewno każdego cieszy. Nie był to jednak futbol na wysokim poziomie. Zwłaszcza po przerwie niektórzy starali się oszczędzać i myślami byli już chyba przy czwartkowym meczu z Austrią Wiedeń. Cieszę się z wygranej i z tego, że w tym meczu nikt nie odniósł kontuzji. Urazów mamy już wystarczająco i robimy wszystko, by kontuzjowanych graczy jak najszybciej doprowadzić do pełnej sprawności. Szkoleniowiec ŁKS Łódź Marek Chojnacki: - Analizowaliśmy grę Lecha i wiedzieliśmy, że popełniają w meczu tylko dwa, trzy błędy, które umożliwiają strzelenie gola z gry. Mieliśmy nadzieję, że jedną z nich uda nam się wykorzystać. Niestety, podobnie jak w poprzednim meczu tracimy pierwszą bramkę na własne życzenie, co rujnuje wszystkie założenia taktyczne. W tej chwili nie mamy takiej siły, by podnieść się po straconym golu. Wyżej czegoś się nie podskoczy, jak ma się takie, a nie inne umiejętności. Co z tego, że dzisiaj się nabiegaliśmy i naszarpaliśmy, skoro nic z tego nie wynikało. Teraz można już powiedzieć, że bez czterech, pięciu wzmocnień będziemy musieli desperacko bronić się przed spadkiem. ŁKS Łódź - Lech Poznań 0:3 (0:2) Bramki: 0:1 Rafał Murawski (16), 0:2 Hernan Rengifo (41), 0:3 Piotr Reiss (79). ŁKS Łódź: Bogusław Wyparło - Adrian Woźniczka, Mariusz Mowlik, Marcin Adamski, Adam Marciniak - Dawid Jarka (82. Adrian Świątek), Mladen Kascelan, Gabor Vayer, Labinot Haliti, Jakub Biskup (82. Nazad Asaad) - Adam Czerkas (74. Kamil Bartosiewicz). Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Grzegorz Wojtkowiak, Dimitrije Injac, Manuel Arboleda, Jakub Wilk - Robert Lewandowski (90. Mateusz Machaj), Tomasz Bandrowski, Rafał Murawski, Anderson Cueto Sanchez (76. Piotr Reiss) - Semir Stilić (89. Dawid Kucharski), Hernan Rengifo. Sędzia: Mirosław Górecki (Katowice). Widzów :6 000.