Pochodzący z Trójmiasta 39-letni szkoleniowiec, kiedyś także piłkarz Lecha, przyznał, że wygrana wicemistrza Polski (4-0) była zasłużona. Nie ukrywał też, że najdelikatniejszym słowem, którym mógłby opisać swój stan po meczu jest złość. - Bo tak łatwo straciliśmy może nie pierwszą, ale trzy kolejne bramki. To ciąży na nas i przez to rzeczy, które robimy dobrze, nie są później doceniane i nikt o nich nie mówi. Bo wynik jest zły albo bardzo zły. Wiemy, że Lech to jeden z najlepszych zespołów w Polsce, reprezentuje nas w pucharach i że nie możemy popełniać błędów, zwłaszcza na własnej połowie. A kto oglądał ten mecz, także w telewizji, ten widział, że jak się takie coś robi, to nie można zremisować czy wygrać - narzekał Brede, który szczególnie był rozżalony na stratę Milana Rundicia w 44. minucie, któremu piłkę zebrał w prosty sposób Mikael Ishak i podwyższył na 2-0. - Najgorsze jest to, że błędy te popełniają zawodnicy doświadczeni, którzy powinni dać zespołowi piłkarską jakość i pchnąć ją do przodu. Oczekujemy od nich czegoś innego - grzmiał Brede. Przy czwartym trafieniu Lecha nie popisał się z kolei Gergo Kocsis, a przy trzecim źle ustawili się Kacper Gach i Serhij Miakuszko, którzy pozwolili na 60-metrowy rajd Tibie. - Wiemy, że zostały nam dwa mecze i musimy podjąć bardzo ważne kroki kadrowe w naszym zespole, bo nie można w 12 spotkaniach stracić tylu bramek. I to tak prostych. Kiedy analizowaliśmy te wszystkie sytuacje, dochodziliśmy do wniosku, że rywal najwięcej ich zdobywa po naszych prostych błędach. Ciężko to trenować, takie sytuacje jak np. przy tej drugiej bramce. To niewytłumaczalne, musimy więc reagować - mówił szkoleniowiec "Górali". W Ekstraklasie bielszczanie stracili aż 29 goli, kolejne w tym rankingu Stal Mielec 23, a następnie Jagiellonia 21 i kilka zespołów po 18. Brede podkreślił jednak, że jego zespół potrafi tworzyć sytuacje, a mecz z Lechem mógłby wyglądać inaczej, gdyby zaliczona została bramka Marka Roginicia w 28. minucie. Asystujący Kocsis zagrywał jednak już zza linii końcowej. - To sytuacja, którą ćwiczymy, zabrakło trochę jakości piłkarskiej, piłka nieco za daleko odskoczyła przy przyjęciu. Gdybyśmy prowadzili, moglibyśmy pokusić się o niespodziankę. A tak za chwilę dostaliśmy bramkę, później kolejną po błędzie i jeszcze kolejną po błędzie. Musimy wyciągnąć wnioski - zapowiedział szkoleniowiec. Podbeskidzie może przerwę świąteczno-noworoczną spędzić na miejscu spadkowym. Aby tak się nie stało, musi być skuteczniejsze w ostatnich spotkaniach z Piastem Gliwice i Wisłą Płock, czyli drużynami, które wyprzedzają go o zaledwie jeden punkt. Andrzej Grupa Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy