Zapraszamy na relację na żywo z meczu Lech - Sparta Czyli prościej mówiąc - padnie jedna lub nie będzie ich wcale. Czas tę statystykę zmienić, bo opcja "jednej bramki" w meczu ze Spartą jest co najmniej ryzykowna. Liczenie na dogrywkę, karne i kolejny "Cud Kotora" może się już nie udać. Statystyk okłamać się nie da. W pięciu ostatnich pucharowych meczach Lech padała tylko jedna bramka. Starcia z Club Brugge i Interem Baku kończyły się rzutami karnymi po remisach w dwumeczach 1-1. Ze Spartą może być podobnie, bo przecież Czesi wygrali na Letnej tylko 1-0, a na wyjazdach spisują się słabiutko. Drużyna z Pragi, jeszcze kilka lat temu piłkarska ikona kraju, przegrała w tym sezonie oba mecze ligowe na boiskach rywali, nie wygrała też ostatnich pięciu takich pojedynków w poprzednich rozgrywkach (a szóstego w krajowym pucharze!). Śmiało można więc powiedzieć, że Sparta - tak jak Lech - mistrzostwo kraju zdobyła dlatego, że rywale mieli jeszcze więcej wpadek. Nie dlatego, że sama była wyjątkowo mocna. Prażanie, tak jak poznaniacy, nie przegrali po prostu wiosną ani razu. Franciszek Smuda nie zdołał osiągnąć z Lechem tego, co udało się Jackowi Zielińskiemu, Zieliński - niestety - prawdopodobnie nie dostanie tego, co dostał Smuda. Obecny trener Lecha wywalczył mistrzostwo kraju, Smuda niby był bliski sukcesu, ale np. wiosną zeszłego roku jego zespół całkowicie szansę zawalił. "Franz" zyskał jednak z Lechem szacunek w Europie - jego drużyna grała odważnie, piłkarze nie czuli respektu przed CSKA Moskwa, Feyenoordem Rotterdam, Deportivo La Coruna czy Udinese. Bezkompromisowo nie grali, bo przecież remisował Lech dość często (cztery razy), ale zawsze można było mówić o piłce do przodu. Czyli takiej, która podoba się kibicom i telewidzom. Mirosław Sznaucner przed pierwszym meczem Jagiellonii z Arisem Saloniki mówił, że w Grecji znane są tylko Legia, Wisła i Lech. Reszta jest anonimowa, wręcz egzotyczna. Lech jest w tym gronie tylko dlatego, że świetnie zagrał w Pucharze UEFA, nie dzięki ostatniemu tytułowi. Dziś o takim ofensywnym, odważnym futbolu mówić nie można. Brakuje szybkości w akcjach ofensywnych Lecha, gry z pierwszej piłki, czyli oczka w głowie Smudy. Za dużo jest kalkulacji, za dużo luk w składzie, a za mało wiary w swoją siłę. Trzy lata Smudy w Lechu zakończyły się zaledwie jedną serią rzutów karnych - w półfinale Pucharu Polski z Polonią Warszawa. Rok Zielińskiego to już cztery serie jedenastek (w Lidze Europejskiej z Club Brugge i Interem Baku, w Pucharze Polski ze Stalą Stalowa Wola, w Superpucharze 2009 z Wisłą Kraków), a gdyby nie nos, a właściwie głowa i precyzja Tomasza Frankowskiego, mielibyśmy piątą serię. W Lechu brakuje klasowego napastnika po pozbyciu się Rengifo i Lewandowskiego, Semir Stilić jest cieniem tego gracza sprzed dwóch lat, sporo dawał Rafał Murawski. Może tylko w defensywie "Kolejorz" gra lepiej, a przynajmniej ma mniej wpadek. A mimo to przed rewanżem ze Spartą można być optymistą! Czesi mają większe doświadczenie w Lidze Mistrzów, bardziej znane w Europie nazwiska (Blazek, Repka, Matejovsky, Sionko), ale przewagą Lecha powinna być chęć dotknięcia tej Ligi Mistrzów od wewnątrz - za wszelką cenę. I to przy własnych kibicach, którzy do bram Ligi Mistrzów dotarli już dawno. Oni w Europie klasę pokazali nie raz, teraz czas na piłkarzy "Kolejorza". Andrzej Grupa