Po ostatnim gongu trójka sędziowska zgodnie wskazała na Rosjanina, punktując 120-108. Pierwsza runda bez historii. Lebiediew nadawał tempo, Toney nastawiał się na kontry. Od pierwszych sekund rzucał się w oczy brak szybkości u amerykańskiego weterana. Druga odsłona to kompletna dominacja Rosjanina. Ociężały i powolny Toney kilka razy daje się złapać, a jego fatalna praca nóg oraz kiepski refleks ułatwiały Denisowi zadanie. Potykający się Toney nie był dziś godnym przeciwnikiem dla Lebiediewa. Rosjanin dyktował warunki i wygrywał rundę za rundą. W szóstej odsłonie "Lights Out" odrobinę się przebudził, ale i tak nie zrobił wystarczająco dużo, by zapisać rundę na swoim koncie. Ósme starcie było w wykonaniu Amerykanina jeszcze gorsze. Toney kompletnie nie miał pomysłu na walkę i nie potrafił w żaden sposób zagrozić Lebiediewowi. Rosjanin powoli zaczynał szukać nokautu. Wypalony Toney nie miał żadnej odpowiedzi na prawe proste, do których Denis dodawał ciosy z lewej ręki. W końcówce mogło się wydawać, że Lebiediew postara się o wygraną przed czasem, ale nie zdecydował się podjąć ryzyka i nie zaatakował otwarcie, zadowalając się pewnym zwycięstwem na punkty. 43-letni "Lights Out" pomimo fatalnego występu po ostatnim gongu, podniósł rękę w górę w geście zwycięstwa, a w wywiadzie z rosyjskim reporterem zapewnił, że znów zmierzy się z Lebiediewem.