- Zawsze będąc na wielkich imprezach, typu Giro d'Italia czy Tour de France, staram się zobaczyć peleton "od środka". Bo rywalizację na mecie zawsze można prześledzić w telewizji. Zachęcam do przyjścia na miejsce startu honorowego. Zawodnicy będą tam ok. dwie godziny wcześniej. Może nie wszyscy sobie zdają sprawę z tego, że z wyścigiem jedzie 350 pojazdów. Kolarze mają do dyspozycji autobusy wyposażone na przykład w pralki, lodówki, słowem wszystko, co niezbędne przez te kilka dni wyścigu. Przed startem to wszystko można z bliska zobaczyć, dostać autograf, popatrzeć, jak mechanicy dokonują ostatnich przeglądów rowerów - dodał Lang, który w środę podpisał z prezydentem Tychów Andrzejem Dziubą umowę w sprawie organizacji startu 4. etapu 67. TdP. - Pamiętam, że kiedy 18 lat temu ruszaliśmy z nową formułą imprezy, to na przykład Włosi przywozili ze sobą wszystko - od makaronów po śpiwory. Bo traktowali nas jako część "bloku wschodniego". Dziś się to zmieniło. Co roku nasz wyścig jest oceniany przez międzynarodowych ekspertów i dostajemy bardzo wysokie noty. Od strony organizacyjnej naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Z kolei dla polskich kolarzy wyścig jest szansą do pokazania się i powalczenia o zawodowy kontrakt. Przyjedzie do nas światowa czołówka a reprezentacja Polski dostanie "dziką kartę" - stwierdził. Trasa czwartego etapu wiedzie z Tychów do Cieszyna i liczy 175,5 km. Jak poinformował prezydent Andrzej Dziuba miasto oprócz włączenia się w organizację startu wyłoży 100 tys. złotych. - Wyścig to ogromne wyzwanie logistyczne. Wystarczy powiedzieć, że przy 200-kilometrowym etapie pracuje około 2 tysięcy ludzi. Żeby na przykład na trasie nie przeszkodził kolarzom jakiś jadący z przeciwka samochód - wyjaśnił Lang. - To będzie wielkie kolarskie święto w Tychach. Startu etapu takiego wyścigu tu jeszcze nie było. Może dożyję, że zostanie w mieście zorganizowana meta? - rozmarzył się świetny przed laty kolarz, tyszanin Zygmunt Hanusik.