Robin Vik najpierw odprawił z turnieju Łukasza Kubota, potem rozstawionego z nr. 1 Belga Oliviera Rochusa, a w piątek wyleczył z myśli o półfinale Niemca Daniela Brandsa. Czech dostał się do głównej drabinki z eliminacji, bo - w wyniku przerwy w startach - był ostatnio dość nisko notowany w światowym rankingu. - Wznowiłem treningi dopiero jakieś sześć miesięcy temu, więc takie wyniki to dla mnie dobry prognostyk - mówił Vik po zwycięstwie nad Brandsem. 29-letni Czech przez pewien czas pracował w firmie swojego ojca. Sam mecz ćwierćfinałowy nie był wielkim widowiskiem. O wyniku zadecydowało jedno przełamanie Vika, który wykorzystał gorszy serwis Niemca w trzecim secie. Dwie partie kończyły się szybkimi tie-breakami. - Wiedziałem, że on dobrze serwuje. Nie było w tym meczu długich wymian, ale ja lubię długie wymiany. Przeciw temu gościowi nie było na to jednak szans. Długie wymiany były za to w spotkaniu z Rochusem i to on był moim najtrudniejszym przeciwnikiem tutaj - mówił pogromca Kubota. Vik startował w KGHM Polish Indoors dziewięć razy. W 2004 roku jako kwalifikant wygrał imprezę. Dwa lata potem, rozstawiony z nr. 1 odpadł w pierwszej rundzie. Dziś jest notowany na 526. miejscu w rankingu ATP i w walce o finał zmierzy się z Michaelem Berrerem. Leworęczny Niemiec (129 ATP), rozstawiony z nr. 3, jest najwyżej notowanym zawodnikiem, który pozostał we wrocławskim turnieju. Jego potężny serwis siał spustoszenie w grze Kolumbijczyka Santiago Giraldo (146 ATP). - Nie wywieram na sobie presji, że muszę wygrać ten turniej. Po prostu koncentruje się na każdym kolejnym spotkaniu - przyznał 28-letni Berrer, mieszkaniec Stuttgartu. Rewelacją turnieju nie czuje się natomiast Aleksandr Kudriawcew. - Po prostu staram się robić na korcie to, co do mnie należy - mówił po wygranej 7:6(7) 6:4 z Amerykaninem Samem Warburgiem, rozstawionym z nr. 5. - Fajnie, że ludzie zobaczyli, na co mnie stać, bo mogłem zagrać w końcu na głównym obiekcie - dodał "szczęśliwy przegrany" z eliminacji, który wcześniej w hali wrocławskiego AZS-u rozegrał mecze z Francuzem Adrianem Mannarino, turniejową "dwójką", a także Tajlandczykiem Danaiem Udomchoke, pogromcą Dawida Olejniczaka. Spotkanie z Warburgiem było nerwowe z obu stron. Zawodnicy nie oszczędzali swoich rakiet i nie szczędzili mocnych słów pod adresem sędziów. Kudriawcew po wygranym tie-breaku przełamał serwis 25-letniego tenisisty z Sacramento już na początku drugiego seta. - Przyjechałem tutaj wygrać turniej i na razie wykonuje swój plan perfekcyjnie - oznajmił 23-letni Rosjanin. - Nie wiem jak będę grał w półfinale, bo niestety cały czas dolega mi ból w kolanie - mówił o czekającym go starciu z rozstawionym z nr. 4 Karolem Beckiem. Słowak, zwycięzca turnieju z 2004 roku, też nie jest w pełni sił. Po zwycięstwie nad Edouardem Roger-Vasselinem narzekał na przeziębienie, którym "zaraził" go trener. - To był tenis na najwyższym poziomie. Rywal zaczął jednak słabnąć z każdym swoim gemem serwisowym, a ja wykorzystałem swoją szansę - wyjaśniał 26-letni Beck notowany dziś na 141. miejscu w rankingu wewnętrznym. Wyniki ćwierćfinałów: Robin Vik (Czechy, Q) - Daniel Brands (Niemcy) 6:7(1), 7:6(1), 6:4 Alekandr Kudriawcew (Rosja, LL) - Sam Warburg (USA, 5) 7:6(7), 6:4 Michael Berrer (Niemcy, 3) - Santiago Giraldo (Kolumbia, 7) 7:5, 6:3 Karol Beck (Słowacja, 4) - Edouard Roger-Vasselin (Francja) 7:6(2), 6:4 Wynik półfinału debla: Sanchai Ratiwatana/Sonchat Ratiwatana (Tajlandia, 2) - Daniel Brands/Martin Slanar (Niemcy/Austria) 7:6(3), 7:6(5)