"Rozcięcie lewego łuku brwiowego nastąpiło faktycznie po ciosie, nie po faulu. Po prostu się zagapiłem. Ale to nie był uraz, który uprawniał arbitra ringowego do zakończenia potyczki. W żadnym razie sytuacja nie wyglądała na krytyczną. Widziałem w zawodowych walkach jak skóra wisi zawodnikom, jak oczy niemal wypadają, a oni dalej rywalizują..." - powiedział 34-letni Kuziemski. Polski pięściarz, mimo że o konfrontacji z Cleverlym dowiedział się zaledwie kilkadziesiąt godzin przed pierwszym gongiem, w czwartek wieczorem, z promotorem Dariuszem Snarskim poleciał do Anglii. "Walczyłem z marszu, bez odpowiedniego cyklu przygotowań, ale muszę być w miarę zadowolony. Pełnia szczęścia byłaby, gdybym wrócił do kraju z pasem. Od drugiej-trzeciej rundy czułem, że się rozkręcam, że włączam wyższy bieg i z każdym kolejnym starciem mogło być lepiej. Tymczasem Cleverly i jego obóz miał chyba wrażenie, iż grunt zaczyna im się palić pod nogami. Dlatego byłem mocno zdziwiony przedwczesnym przerwaniem pojedynku, a co więcej tym, że sędzia nie konsultował decyzji z lekarzem zawodów. Co prawda on podszedł, jednak sprawa była już przesądzona na moją niekorzyść" - przyznał brązowy medalista amatorskich mistrzostw świata (2003) i Europy (2004). Kuziemski przyznał, że zaraz po walce prowadzone były wstępne rozmowy w sprawie rewanżu. "Chętnie jeszcze raz spotkałbym się z Walijczykiem. Przecież gdyby w sobotę walka trwała dłużej niż cztery rundy, to zgodnie z przepisami WBO sędzia mógł ogłosić, ze względu na kontuzję, techniczny remis. Pozostał mały niedosyt" - stwierdził wychowanek Astorii Bydgoszcz. W profesjonalnej karierze 34-letni Kuziemski przegrał po raz trzeci, w dorobku ma też 21 zwycięstw. Dziesięć lat młodszy Cleverly jest niepokonany - bilans walk 22-0.