W sobotę w drużynowym konkursie rozegrano tylko jedną serię, w której Polacy spisali się żenująco, zajmując 10. lokatę (wyprzedzili tylko Kazachstan). Wczoraj było nieco lepiej, ale tylko w wykonaniu Adama Małysza, który wywalczył 9. lokatę. Austriacki trener ma pretensje do działaczy FIS. - Przecież jest oczywiste, że tu nie skakanie na nartach było najważniejsze, ale show. Przyszły tysiące widzów, grała muzyka, fajerwerki czekały - wyjaśnił. - To, że w takim wietrze skoczkowie ryzykowali zdrowiem, że nie było mowy o równości szans, jest nieważne. Sport był na drugim planie. Nie może być tak, że zawodnik najeżdża na próg spodziewając się wiatru z przodu, a dostaje uderzenie w plecy - powiedział Kuttin. Opiekun kadry broni swojej decyzji o starcie w zawodach drużynowych Stefana Huli, któremu sobotni występ kompletnie nie wyszedł. - Młodzi, jak Hula czy Kamil Stoch, skaczą na treningach tyle co Bachleda i Skupień, a pracują jak profesjonaliści. Dlatego uważam, że trzeba im nadal dawać szansę. Po to, żeby polskie skoki miały z nich pożytek w przyszłości - dodał Austriak. Kuttin zaprzeczył doniesieniom jakoby popadł w konflikt z dyrektorem sportowym Apoloniuszem Tajnerem. - Są w PZN ludzie, z którymi trudno się dogadać i ja tego nie ukrywam. Ale Polo do nich nie należy.