"Czy mogę porównać to z tytułem w klasie Finn? W pewnym sensie tak, bo dużo znajomych twarzy z Finna było tu w Miami - Xavier Rohart, Iain Percy, Fredrick Loof. Jednak na Starze było dużo, dużo trudniej zdobyć tytuł. Konkurencja silniejsza, łódka sporo trudniejsza" - przyznał jedyny polski żeglarz, który ma w dorobku dwa medale olimpijskie (złoty z Atlanty i brązowy z Aten). Dominik Życki długo nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. "Jak kończyliśmy ostatni wyścig powiedziałem: Johny (tak zwracają się do siebie Mateusz z Dominikiem - przyp. PAP), czuję się tak, jakbyśmy mieli jutro kolejny raz się ścigać. I co? Okazuje się, że jesteśmy mistrzami świata. Pod koniec kursu pełnego mieliśmy sytuację komfortową. Nie mogłem uwierzyć, że płyniemy po zwycięstwo w regatach. Pełen komfort. Abyśmy teraz nie przedobrzyli, bo przed nami igrzyska". Mateusz Kusznierewicz podkreślił, że chociaż w żeglarstwie zdobył wszystko, o czym marzy wielu innych sportowców, to nadal ma nie mniejszą niż kiedyś motywację by zwyciężać. Z wodą zaprzyjaźnił się już w wieku 6 lat, kiedy rodzice zapisali go na zajęcia pływania. Jak wielokrotnie podkreślał, to im zawdzięcza swoje zamiłowanie do aktywnego spędzania czasu. Kolejnym krokiem był kurs żeglarski i wstąpienie do Yacht Klubu Polskiego w Warszawie. Po pierwszych sukcesach odniesionych na arenie krajowej, wiedział już, że to właśnie żeglarstwo jest jego sposobem na życie i jednocześnie największym wyzwaniem. "Postanowiłem zrobić wszystko, żeby wykorzystać swoją szansę i osiągnąć w tej dziedzinie sukces. Jaka to jest recepta? Dążenie do jasno wytyczonych celów, stawianie sobie w życiu kolejnych wyzwań i realizowanie ich bez względu na pojawiające się trudności. Ta zasada towarzyszy mi zawsze. Przede mną następne wielkie wyzwanie - medal pekińskich igrzysk" - powiedział Mateusz Kusznierewicz