Podczas dzisiejszego spotkania w krakowskim kinie "Kijów" ożyją wspomnienia przeniesione na szklany ekran. Premiera filmu dokumentalnego o historii redakcji "Tempa" rozpocznie się o godz. 17, potem odbędzie się spotkanie, które podczas którego będzie można porozmawiać z dawnymi dziennikarzami i felietonistami kultowej gazety sportowej jaką było "Tempo". Czasopismo założono w 1948 r. oczywiście w Krakowie pod nazwą "Piłkarz", jako dodatek cotygodniowy do "Echa Krakowa". Od 1951 r. był samodzielnym tygodnikiem. Od 1955 wydawany był pod nazwą "Głos Sportowca", od 1959 r. jako "Tempo - Nowości Sportu i Turystyki" (dodatek do "Gazety Krakowskiej"), od 1962 r. samodzielne pismo. Od 1978 r. pod nazwą "Tempo". Od 1995 r. "Tempo" ukazywało się sześć razy w tygodniu. W marcu 2005 r. gazeta została zlikwidowana, a nazwę "Tempo" zaczął nosić piątkowy dodatek do "Przeglądu Sportowego". W centrum zainteresowania krakowskiej gazety był oczywiście sport w dawnej stolicy Polski oraz spór o pierwszeństwo między siostrami z przeciwległych stron krakowskich Błoń, które nienawidzą się, ale żyć bez siebie nie mogą. "Tempo" doprowadziło w 1974 r. do pierwszego derbowego meczu o Herbową Tarczę Krakowa. Jej autorem był artysta metaloplastyk Stefan Luchter. Gazeta miała swoisty krakowski sznyt. Były w "Tempie" oczywiście krótkie newsy, ale też i dłuższe teksty które były ucztą dla czytelnika. Zawsze na początku roku "Tempo" rozstrzygało konkurs im. Jana Rottera ((naczelny gazety w latach 1962-77) na reportaż sportowy. W 1988 r. objętość prac ograniczono do 10 stron. I nagroda - 350 tys. zł, II - 200 tys. zł, dwie III - po 100 tys., trzy wyróżnienia po 70 tys. zł. W archiwach można przeczytać fantastyczne reportaże z tamtych lat autorstwa m.in. Janusza Atlasa czy Jerzego Chromika. Premiera filmu o redakcji "Tempa" dziś o godz. 17 w kinie "Kijów" Jednym z późniejszym naczelnych w latach 1983-94 był śp. Ryszard Niemiec. Jak inne to były czasy, niech świadczy fakt, iż Cracovia i Wisła obchodziły 75-lecie. "Tempo" ogłosiło konkurs na esej, reportaż lub wspomnienie, niestety oddzielnie na te związane z Cracovią, oddzielnie z Wisłą. Prace konkursowe należało wysyłać w pięciu egzemplarzach, nie mogły liczyć więcej niż 20 stron znormalizowanego maszynopisu. "Gazeta Krakowska" w trafny sposób zaprasza na piątkową premierę filmu dokumentalnego o redakcji "Tempa". Mnie osobiście do "Tempa" przyciągnęła liga angielska. Mimo, że na wybrzeże w czasie mojej młodości gazeta docierała dopiero we wtorek sprawozdania z wyspiarskiego weekendu autorstwa Krzysztofa Mrówki (nieżyjącego już niestety dziennikarza sportowego, a potem gospodarczego w Interii) czytało się z wypiekami na policzkach. Jak to możliwe, że w komunistycznym PRL-u ktoś miał tak świeże informacje zza żelaznej kurtyny? - Zgodnie z moim nazwiskiem była to mrówcza praca. Codziennie słuchałem radia ze specjalnym wzmacniaczem, na falach krótkich, przy użyciu anteny, która zbierała sygnał radiostacji, która nazywała się BBC Radio Five. Ta stacja codziennie podawała informacje sportowe, w tym te transferowe. Sygnał był bardzo słaby, mój ojciec który z wykształcenia był technikiem radiowo-telewizyjnym skonstruował odpowiednie urządzenie, który redukowało zakłócenia - mówił Mrówka w 2021 r. Specjalista od piłki wyspiarskiej mówił też o specyfice składania gazety w latach 80. XX wieku? - Dzięki Bogu 95 proc. meczów było w sobotę, ewentualnie jeden w niedzielę, wtedy korygowało się tabelę. W sobotę pisałem na maszynie jak szatan, z szybkością karabinu maszynowego. Tabele od pierwszej do czwartej ligi miałem skopiowane z poprzedniego numeru. Na to nanosiłem wyniki bieżącej kolejki - to działo się w sobotę wieczorem. Do tego zestaw par na przyszły tydzień, weryfikacja czy coś się zmieniło. Potem zabierałem się do opisów kolejnych meczów. Polegało to na spisaniu nagrania radiowego audycji, na podstawie relacji BBC powstawały relacje w "Tempie". Robota trwała do godziny 1-2 w nocy z soboty na niedzielę. Do godziny 10 w niedzielę należało linotypiście dostarczać skrypty. W ten sposób przez lata od sierpnia do maja nie istniały dla mnie żadne sobotnie imprezy alkoholowe, urodziny, wesela, imieniny. Ślub wziąłem w sobotę, ale mój tata nagrał mi wszystko z radia. Wróciłem z własnego wesela i całą noc pisałem o lidze angielskiej. Prawda, że poświęcałem się dla narodu? Maciej Słomiński, INTERIA