Kubot, który od kilku lat mieszka i pracuje w Pradze, stracił w czerwcu specjalistę od przygotowania fizycznego Ivana Machitkę (związał się z Czechem Lukasem Dlouhym), a jego miejsce zajął Roman Bart. W lipcu Kubot doznał kontuzji kostki, w wyniku której pauzował przez sześć tygodni. "Współpracę z Bartem rozpocząłem po Wimbledonie i już na jednym z pierwszych treningów zerwałem więzadło. Nie chcę go obwiniać za to, bo to był po prostu wypadek przy pracy. Takie sytuacje zdarzają się, chyba brakło nam trochę zgrania. Po US Open rozstałem się z Tomkiem Hlaskiem, więc na dzień dzisiejszy jestem na etapie organizowania sobie wszystkiego na nowo" - powiedział Kubot. Krótko po powrocie na kort, we wrześniu, rozstał się z czeskim trenerem Tomasem Hlaskiem, więc na jesieni jeździł na turnieje jedynie ze swoim partnerem deblowym Austriakiem Oliverem Marachem. "Cieszę się, że w zimie będę się przygotowywał do nowego sezonu znów z Ivanem Machitką. Później zobaczymy, jak to dokładnie będzie, bo na razie wciąż będzie pracował z Dlouhym. Jeśli więc będziemy startować z Lukasem w tych samych turniejach, to będę mógł skorzystać z pomocy Ivana. Jednak na razie największym problemem jest dla mnie brak trenera. Bez niego ciężko jest nad wszystkim zapanować" - podkreślił Kubot. "Na pierwsze trzy turnieje w Brisbane, Sydney i Australian Open jadę z Janem Stocesem, który prowadzi Niemca Benjamina Beckera. Jesteśmy na razie umówieni na próbę, a wcześniej będę się z nim przygotowywał do nowego sezonu. Zobaczymy czy między nami zaiskrzy i czy wszystko się dobrze ułoży. Sezon będę więc zaczynał praktycznie od zera" - dodał. Na początku tego roku Polak dotarł do czwartej rundy wielkoszlemowego Australian Open, a wcześniej w turnieju ATP w Dausze był w ćwierćfinale. Oznacza to, że w styczniu będzie bronił 225 z 645 punktów, jakie posiada w rankingu. "Grałem wtedy fantastycznie, a teraz będę trochę pod presją obrony dużej zdobyczy punktowej i to z nowymi ludźmi obok siebie. Taki impuls czasem pomaga i pozwala znaleźć coś nowego w grze, wiec liczę na dobre wyniki i tym razem. No i wierzę w siłę Ivana Machitki, który mnie doskonale przygotowywał do poprzednich dwóch sezonów. Dzięki niemu chciałbym odzyskać szybkość i zwrotność na korcie, no i złapać kondycję potrzebną na upały w Australii i Ameryce Południowej" - powiedział Kubot, który w lutym wystąpił też w finale w Costa do Sauipe. Taki sam wynik osiągnął tam w deblu, w którym w ciągu czterech tygodni w Ameryce Płd. odniósł z Marachem zwycięstwa w Santiago i Acapulco. W kwietniu w singlu awansował na najwyższą w karierze 41. pozycję w rankingu ATP World Tour, natomiast w grze podwójnej na jesieni była nawet ósmy na świecie. Teraz jest dziesiąty. "Nigdy tak dobrze w polskim tenisie nie było. Wysoko jest Agnieszka Radwańska, ja byłem w pierwszej 50-tce, mamy w deblu trzech zawodników w czołowej 15-tce świata. No i jeszcze są Urszula Radwańska, Michał Przysiężny czy Jurek Janowicz. Mimo to uważam, że zbyt mało się pisze w Polsce o tenisie. U nas zawsze była na pierwszym miejscu piłka nożna, potem siatkówka i Adam Małysz. Promocja tenisa była słaba, a dodatkowo jest kryzys, więc ciężko o sponsorów". "Brakuje nam też jednego, czy dwóch dużych turniejów. Był kiedyś w Sopocie, ale się niestety wykruszył. Ostatnio rozwiązałem umowę z niemieckim menedżerem, ponieważ jak widać, na razie za bardzo mi nie pomógł. Mam nadzieję, że przed nowym sezonem będę miał więcej czasu, żeby samemu pochodzić i może coś uda mi się załatwić" - powiedział PAP Kubot, który drugi raz z rzędu zakończył sezon występem w ATP World Tour Finals w deblu (Kubot i Marach nie awansowali do półfinału).