- Zacząłem się chyba za bardzo wyciągać w locie. I dostałem wtedy dodatkowy podmuch. Narty mnie uderzyły, a potem odeszły ode mnie. Kiedy czuby idą w dół, trzeba się odkręcać, bo można wylądować na głowie. To nie było nic aż tak bardzo niebezpiecznego. Mój błąd, skoczyłem zbyt agresywnie - opowiadał Kubacki. Na tym jednak nie koniec. Kiedy wylądował przysiadł tak mocno do odpinania nart, że bolec od wiązań wbił mu się w pośladek. Polak masował go, wyglądało jakby odniósł jakiś uraz. Na szczęście wszystko jest ok. Kubacki tłumaczy, że mróz nie wpływa na skoczka przed startem. - Siedzimy w budce jak najdłużej, wychodzimy kilka minut przed skokiem. Tak szybko nie da się zmarznąć - mówi. - Za to na zeskoku po lądowaniu ręce i stopy grabieją błyskawicznie. Wtedy człowiek szamocze się, żeby odpiąć wiązania. Ogólnie jednak z mrozem da się żyć i startować. Kubacki mówi, że nie ma dość skoków i z chęcią przyjechał do Zakopanego. Skoczkowie znów wystartują przy pustych trybunach. Waldemar Stelmach, Dariusz Wołowski, Zakopane