Który Lech grał Lepiej - Smudy czy Zielińskiego? Dyskutuj! Mistrzowski tytuł dla "Kolejorza", pierwszy od 17 lat, został w stolicy Wielkopolski przyjęty owacyjnie. Przez niemal cały sezon Lech gonił rywali, głównie krakowską Wisłę i dopiero na finiszu zdołał ją zdystansować. Pierwsze miejsce w Ekstraklasie dało też Jackowi Zielińskiemu dodatkowy przynajmniej rok pracy w Poznaniu. Miał bowiem roczną umowę. Wywiązał się z zadania, wywalczył tytuł, zostanie więc na dłużej. Właśnie na minimum rok, bo właściciel Lecha Jacek Rutkowski nie ma w zwyczaju zwalniać szkoleniowców w trakcie rozgrywek. Kibice Lecha do pracy trenera Zielińskiego podchodzili dość sceptycznie. Dopiero po ostatnim gwizdku sędziego Roberta Małka, kończącego sobotni mecz Lecha z Zagłębiem, zaczęli skandować nazwisko szkoleniowca. Kilka tygodni wcześniej, po remisie Lecha w Krakowie z Wisłą, krzyczeli zaś: "Hej, Zieliński, walcz o mistrza, to jest Poznań, nie Wodzisław". Franciszek Smuda, za swojej kadencji, również widział pewnie transparenty z napisami "Smuda, gdzie te cuda?", "Reiss - był, jest i będzie lechitą, Smuda - niekoniecznie" czy "Idziemy na majstra. Wężykiem, wężykiem..." . Tyle że Smuda znacznie częściej słyszał też skandowanie swojego nazwiska. W Poznaniu bowiem łatwo narazić się publiczności. Tym bardziej wtedy, gdy drużyna gra nie tak, jak powinna. Smuda dał kibicom radość w postaci awansu do trzeciej rundy Pucharu UEFA oraz zdobycia Pucharu Polski. Ligę przegrał w fatalnym stylu - na półmetku rozgrywek Lech miał sporą przewagę nad resztą stawki, ale wiosną grał źle. Remisował ze słabeuszami, nawet w Poznaniu. Najbardziej piłkarzom zaszkodziło ponoć styczniowe zgrupowanie w Szklarskiej Porębie. W meczach z Arką Gdynia czy ŁKS nie pomagała motywacja Smudy, który w tym fachu jest mistrzem. Przed meczami z Deportivo La Coruna czy Udinese trener wmawiał piłkarzom, że grają z przeciętnymi drużynami, które spokojnie mogą ograć. Peszko, Lewandowski, Murawski, Stilić czy Rengifo w to wierzyli - w efekcie takie Deportivo grało w Poznaniu z kontry. Piłkarze się Smudy bali, za to Lech nie bał się mocarzy, wygrywał lub remisował ważne mecze w pucharach - z Wisłą, Legią czy Ruchem w finale Pucharu Polski. Zawodził w meczach ze słabszymi rywalami. Zieliński buduje Lecha inaczej - to Lech, który nie jest tak żywiołowy, jak za czasów poprzednika. Jesienią gra poznaniaków była momentami tragiczna, a czarę goryczy przepełniła porażka w Pucharze Polski z ostatnią drużyną pierwszej ligi - Stalą Stalowa Wola. Sam Zieliński przyznał ostatnio, że był to mecz przełomowy, że wtedy coś się w zespole zmieniło. Z 13 tegorocznych spotkań Lech dziesięć wygrał, trzy zremisował. Lech Zielińskiego nie jest już tak efektowny, jak ten Smudy, ale bardziej efektywny. W lidze, przy dość szczęśliwym zbiegu okoliczności i wpadkach Wisły Kraków to wystarczyło. Rozgrywki w Polsce od tych europejskich dzielą jednak lata świetlne. To, co wystarczy w Ekstraklasie, nie wystarczy w pucharach. Już pod wodzą Zielińskiego poznaniacy mogli awansować do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Owszem, nie byli faworytami w starciu z Club Brugge, ale czy rok wcześniej byli w dwumeczu z Austrią Wiedeń? Też nie. We Wronkach Lech zagrał bardzo słabo, długo wybijał piłki byle dalej od bramki, ale jednak wygrał po szczęśliwym "strzało-dośrodkowaniu" Sławomira Peszki w doliczonym czasie drugiej połowy. W rewanżu w Belgii celem Zielińskiego była tylko obrona tego trafienia Peszki - Lech postawił podwójne zasieki przed swoją bramką. Nie udało się - odpadł po rzutach karnych. Aby awansować do Ligi Mistrzów, Lech będzie musiał pokonać dwóch rywali wyżej od siebie notowanych. Może to być Anderlecht Bruksela, może być to Sparta Praga. Aby być w fazie grupowej Ligi Europejskiej - jednego lub dwóch. W sumie dziś to nieważne, bo ktokolwiek by to nie był, i tak będzie miał większe pucharowe doświadczenie. Nie wystarczy więc, jak w polskiej lidze, rzecz przed meczem parę słów i wypuścić ich na boisko. Będzie trzeba im wmówić, że są lepsi od graczy Sparty czy Anderlechtu - by jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sami w to uwierzyli. By biegali jak w rewanżowym meczu z Austrią Wiedeń, a nie ostatnim z Wisłą w Krakowie czy wcześniej w Bruggi. To zadanie dla Jacka Zielińskiego. Jeśli mu podoła, zapewne zostanie w Lechu na dłużej. Lechu bogatszym, z perspektywami. Jeśli nie - za rok może czasem stracić pracę. I to nawet w przypadku obronienia mistrzowskiego tytułu, bo przecież szefowie Lecha budują klub na miarę europejskich aspiracji Poznania, a nie krajowych. Który Lech grał Lepiej - Smudy czy Zielińskiego? Dyskutuj!