- Potrzeba nie żadnego "makijażu", tylko skutecznych, przełomowych rozwiązań. To nie jest przecież tak, że problem dotyczy grupy chłopców z podwórka, którzy nie potrafią się odnaleźć w rzeczywistości. Kwestia jest - jak wszyscy wiemy - bardziej złożona - powiedział Łęcki. - Do jakiegoś momentu kibice mogli uważać, że ustawki czy bijatyki na stadionach to jakiś "pryszcz" i ich prywatna sprawa. Ale jeżeli najwyższe władze państwowe wielokrotnie deklarują, że tym razem nie cofną się, a wyplenią negatywne zjawiska i nic nie robią, to oczywiście rozzuchwala ludzi. Kibice najwyraźniej powzięli mniemanie, że nikt nic im nie może zrobić. Prawo nie jest kryształowym królestwem i ocenia się je po tym, jak działa. Jak się okazuje - nie działa w ogóle - dodał. - Nie wiem, jaka droga jest skuteczna w walce z kibicami, ale najwyraźniej droga dialogu nie wychodzi. Ten człowiek, który kilka miesięcy temu zaatakował kogoś na stadionie Lecha Poznań, był zdaje się przedstawicielem kibiców w PZPN. Jeżeli z dialogu mają wynikać takie skutki, to on nie jest najlepszą formą. Przypominam sobie scenę sprzed kilku lat bodaj z Wrocławia, w której kilkuset osiłków po interwencji policji leżało na ziemi z rękami na karkach. I to był budujący widok - zauważył socjolog, który nie wierzy w uspokojenie nastrojów w związku z przygotowaniami Polski do Euro 2012. - Bardzo wątpię, by reprezentacja Polski mogła się zaprezentować lepiej niż na poprzednich imprezach. Za to pokazać będą się chcieli kibice. Założę się, że dojdzie do wielu burd, bo kibice na swój sposób też się przygotowują do mistrzostw. I może nawet bardziej intensywnie niż polska kadra - ocenił. Łęcki przyznał, że trudno precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego piłka nożna wywołuje tak negatywne emocje. - Być może po prostu dlatego, że to, co dzieje się na boisku bardzo często przypomina - w niewielkim tylko stopniu pomniejszoną - wersję agresji na trybunach. To zespół luster nawzajem się napędzających. Chodzi o to, żeby komuś dołożyć, kopnąć - stwierdził. Pseudokibice zdemolowali we wtorek stadion Zawiszy Bydgoszcz po finale piłkarskiego Pucharu Polski między drużynami Legii Warszawa i Lecha Poznań. Zgodę na organizację meczu wydano mimo negatywnej opinii policji o bezpieczeństwie na obiekcie. Straty na stadionie oszacowano na 40 tys. zł; wydatki policji związane z zapewnieniem bezpieczeństwa w związku z meczem - to ponad 930 tys. zł. Żaden z biorących w burdzie pseudokibiców nie został zatrzymany.