- Zgrupowanie dobiega końca. Jeszcze w środę zawodnicy oddadzą po dwa, trzy skoki, później będą jeszcze krótkie zajęcia popołudniowe i przenosimy się do Engelbergu - opowiada Kruczek. Co można powiedzieć po tym zgrupowaniu? Co się udało poprawić? Co nadal szwankuje? - Udało się zlokalizować przyczyny zakłóceń w technice zawodników. Wydawało się, że mamy też kłopoty motoryczne, ale po testach, które przeprowadziliśmy, okazało się, że nie ma mowy o tego typu zaburzeniach. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Podkreślam: chodzi tylko o problemy techniczne. Wiemy, nad czym mamy pracować, a każdy z zawodników ma wyznaczone elementy do poprawy. Efekty już widać. Na ile te problemy udało się zniwelować? Okaże się podczas konkursów. Można było się z kimś porównać tutaj w Ramsau? Skakał tu między innymi Kofler... - Skakał, ale akurat on ma podobne problemy, co nasi zawodnicy. Wiemy, że ostatnio osiągał słabsze wyniki i widać, że jest w dołku, cały czas szuka formy. Mamy więc jedynie porównanie do prędkości na rozbiegu, jakie zawodnicy uzyskiwali tu w poprzednich latach. I te prędkości są dobre? - Nie u wszystkich zawodników. Między innymi cały czas walczymy z problemami Stocha. Kamil potrafi dwa razy z rzędu pojechać dobrze, a zaraz znów widoczny jest spadek. Mamy więc do czynienia z niewłaściwym ustawieniem na nartach. Kamil cały czas walczy i stara się odpowiednio ułożyć pozycję dojazdową, bo ona odbija się na całym skoku. Adam Małysz sprawdzał dziś kombinezony... - To już tylko kwestia przeszycia. To były kombinezony przygotowywane na późniejszy okres. Musimy je dopasować, aby były zgodne z regulaminem. Zawodnik zawsze musi sprawdzić, czy kombinezon nie ciśnie i nie odbiega od tych, w których skakał wcześniej. Czym się one od siebie różnią? - Tylko drobnymi szczegółami. Głównie kolorami. Jaki jest wasz plan na nadchodzące dni? - W środę wyjeżdżamy do Engelbergu, na czwartek przewidzieliśmy trochę luźniejszy dzień, a piątek to już oficjalny program konkursu: trening, kwalifikacje i w weekend zawody. Kto wystartuje w Engelbergu? - Mamy małą zmianę. Zamiast Stefana Huli wystartuje Piotrek Żyła. Stefan pojedzie startować w konkursie Pucharu Kontynentalnego. Jak można ocenić skoczków, którzy startowali w Pucharze Kontynentalnym? - Konsultowaliśmy się jedynie telefonicznie, więc trudno jest ocenić zawodników, których się nie widzi. Ale na pewno Piotrek Żyła pokazał, że potrafi skakać. Pojedyncze konkursy miał niezłe. Poza tym z dobrej strony zaprezentowali się Krzysiek Miętus i przede wszystkim Andrzej Zapotoczny. Niektórzy pytali, czy aby nie za wcześnie otrzymał szansę, ale sprawdził się, zapunktował. Zatem: wspomniana dwójka pokazała, że potrafi skakać. Czy z perspektywy czasu można powiedzieć, że decyzja o przyjeździe tutaj, zamiast na konkurs do Pragelato, była słuszna? - Myślę, że tak. Oczywiście po to się trenuje, żeby startować, dlatego odpuszczenie konkursu to decyzja, którą czasami ciężko jest podjąć. Zawodnicy chcą startować, ale mając na uwadze Turniej Czterech Skoczni i zawody, które są dla nas najważniejsze, musieliśmy to zrobić. Nie było innej możliwości, by zorganizować treningi. Wiadomo przecież, że w Zakopanem jest problem ze śniegiem, a skocznie nie są przygotowane i aby można było spokojnie trenować, trzeba się udać tam, gdzie są ku temu możliwości.