Anna Rechnio miała wielki talent i świetne warunki. Przyciągała uwagę. Zresztą była jedną z pierwszych polskich sportsmenek, które miały sesję zdjęciową w magazynie dla panów. Lata 90. ubiegłego wieku to był czas, kiedy mieliśmy dwie znakomite solistki. Obie były z Warszawy i z tego samego rocznika - 1977. Jedną z nich była właśnie Rechnio, a drugą Zuzanna Szwed. Ta ostatnia nie miała jeszcze 15 lat, kiedy zadebiutowała w zimowych igrzyskach olimpijskich. W Albertville w 1992 roku była wówczas 19. W mistrzostwach świata nigdy nie była w "10", a w mistrzostwach Europy czterokrotnie plasowała się w "10". Uwaga, talent. Najlepszy występ polskiego łyżwiarza w MŚJ od 41 lat Takich sukcesów nie odnosiła żadna inna polska solistka Chwilę po tym, jak na arenie międzynarodowej pojawiła się Szwed, eksplodował talent Rechnio. Ich rywalizacja sprawiła, że nasze młodziutkie łyżwiarki podnosiły swój poziom. Rechnio weszła na taki, na jakim do tej pory nie była żadna inna polska solistka. Miała 16 lat, kiedy pojechała na swoje pierwsze zimowe igrzyska olimpijskie do Lillehammer, zajmując wówczas znakomite 10. miejsce. Był czas, że media w naszym kraju rywalizację Rechnio ze Szwed próbowały porównywać do tego, co działo się między dwiema Amerykankami Tonyą Harding i Nancy Kerrigan. - Rzeczywiście w tym czasie pojawiło się wiele artykułów na ten temat. Nie powiedziałabym jednak, że była między nami wojna. Oczywiście była rywalizacja, bo każda z nas chciała występować na arenie międzynarodowej, a wtedy miałyśmy tylko jedno miejsce w mistrzostwach świata. W związku z tym jedna chciała udowodnić drugiej, że to akurat jej należy się ten wyjazd - wspominała Rechnio. Początkowo obie trenowały w Warszawie, ale potem Szwed zdecydowała się na wyjazd do USA. Zresztą została tam do tej pory. Rechnio też miała amerykański epizod. W 1995 roku wyjechała do Barbary Kossowskiej, która wychowała polskiego solistę wszech czasów Grzegorza Filipowskiego. Tam osiągnęła życiową formę. Wróciła jednak do kraju pod skrzydła trenerki Mirosławy Brajczewskiej. Medal mistrzostw świata był blisko W 1998 roku zimowe igrzyska olimpijskie odbywały się w Nagano. Występ Rechnio zakończył się jednak klapą. Była dopiero 19. Tam pojechała jednak po tym, jak przez miesiąc miała nogę w gipsie po kontuzji, jakiej nabawiła się w czasie mistrzostw Polski. W Japonii było widać jednak u niej brak pewności na lodzie. Ta wróciła miesiąc później. W Minneapolis Rechnio biła się o medal... mistrzostw świata. Po niesamowitym programie krótkim warszawianka zajmowała drugie miejsce. Publiczność po jej występie szalała. Medal był bardzo realny, ale Polka ukończyła rywalizację na piątej pozycji. Najwyższej w historii, jeśli chodzi o występy naszych solistek. - Miesiąc solidnego treningu zaowocował świetnym występem, a ten program krótki w moim wykonaniu był dla wszystkich niesamowitą bombą. W programie dowolnym popełniłam małe błędy. Myślę jednak, że nawet gdybym pojechała czysto, to byłoby bardzo ciężko wylądować na podium. Były tam zawodniczki, które już wcześniej pretendowały do grona najlepszych. Mowa tutaj o Rosjance Irinie Słuckiej czy Amerykance Michelle Kwan. Była grupa zawodniczek z bardziej uprzywilejowanych federacji - mówiła Rechnio, sugerując, że jednak polityka odgrywała w tamtym czasie dużą rolę w ocenianiu przez sędziów. W kolejnym roku Rechnio znowu błyszczała. Tym razem była szósta w mistrzostwach świata. Następnej zimy przyszło jednak załamanie. Nagłe załamanie i występy w rewii - To był tylko i wyłącznie problem mentalny. Wiedziałam, że jestem w świetnej dyspozycji i mam szansę na zdobycie medalu. To mnie przerosło. Chęć zdobycia medalu była tak duża, że nie myślałam o tym, jak mam jechać, ale co zrobić, by zdobyć go. Po tym, jak byłam 13. w mistrzostwach Europy i 16. w mistrzostwach świata straciłam motywację do dalszego treningu. Postanowiłam zakończyć karierę w wieku 22 lat. Być może za szybko podjęłam decyzję i w zbyt dużych emocjach - wspominała. Przez wiele miesięcy starała się nawet nie przechodzić w pobliżu lodowiska. Tak była zniechęcona. Z czasem jednak, z namową znajomych, którzy poprosili o pomoc, wznowiła treningi w KKŁ Krakowianka. To był czas, kiedy rozpoczęła studia na krakowskiej AWF. Zaczęła nawet jeździć w rewiach, ale na wznowienie kariery sportowej już się nie zdecydowała. Mimo że w sporcie nie wiodło się jej już tak dobrze, to jednak - jako jedna z pierwszych sportsmenek - trafiła do magazynu dla panów. Pozowała wówczas dla CKM. 13-letnia córka wkracza na międzynarodową arenę. Czy wystąpi w polskich barwach? Rechnio w czasie, gdy występowała w rewiach, poznała Rosjanina Aleksieja Fiedosiejewa. To były łyżwiarz, który swego czasu znajdował się w kadrze juniorów swojego kraju. Oboje pobrali się. W 2006 roku zjechali do Polski, gdzie Rechnio prowadziła wraz z koleżanką klub łyżwiarski. Po czterech latach postanowili jednak z mężem wyjechać do Danii. - Tam trenowaliśmy przez cztery lata w Odense. Mężowi udało się zakwalifikować z jedną z zawodniczek do finałów mistrzostw świata juniorów, w których zajęła 18. miejsce. To było duże wydarzenie dla duńskiego łyżwiarstwa - mówiła. Od 2017 roku oboje mieszkają w Sztokholmie. I tam teraz zajmują się łyżwiarzami. Szczególnie jedną - Marią Anną Fiedosiejewą. To ich 13-letnia córka. Kilka dni temu młoda łyżwiarka zanotowała debiut na arenie międzynarodowej w zawodach pod egidą Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU). Jej trenerem jest tata - Aleksiej, a mama zajmuje się choreografią. - Na pewno cieszy, że córka robi postępy. Na razie idzie to wszystko powolutku do przodu. W Szwecji dzieci zaczynają rywalizację nieco później. Tutaj w szkole nie ma ocen w szkole do 13. roku życia. To powolutku niestety przechodzi też na sport. Tu jest zupełnie inna mentalność. Cieszę się jednak, że córka skacze już jakieś potrójne skoki w zawodach. Na treningach próbuje skakać wszystkie - powiedziała Rechnio. Jej córka na razie reprezentuje barwy Szwecji. Maria Anna ma jednak dwa paszporty. Ma także bowiem polskie obywatelstwo. Czy zobaczymy ją kiedyś w polskich barwach? - Nie mam zapędów do tego, by zrobić z niej mistrzynię olimpijską. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest czymś zajęta i lubi to, co robi. Sport uczy dyscypliny i kształtuje człowieka. To jest znakomity wstęp do dorosłego życia - dodała. Anna Rechnio przyjęła szwedzkie obywatelstwo Cała rodzina ledwie kilka miesięcy przyjęła szwedzkie obywatelstwo. To było też ułatwienie dla męża Rechnio, który do tej pory miał tylko rosyjski paszport. Zapytana o to, czy po ataku Rosji na Ukrainę, dużo mówili na ten temat w domu, odparła: - Staram się politykę omijać z daleka. Zawsze w takich sytuacjach najbardziej cierpią zwykli obywatele. O polityce bardzo mało rozmawiamy w domu. Media też robią swoje, bo w każdym kraju zupełnie inne rzeczy są nagłaśniane. I dlatego trudno jest stwierdzić, jaka jest prawda. Niedawno Szwecja przystąpiła do NATO, a przecież ten kraj przez wiele lat pozostawał neutralny. Sytuacja, w której Rosja napadła na Ukrainę, przyspieszyła jednak decyzję. - Nie powiedziałabym, że w Szwecji jest popłoch związany z wojną w Ukrainie. To chyba media bardziej nakręcają takie sytuacje, pisząc, że ludzie wykupują jedzenie. Nie widzę, żeby był jakiś większy ruch i ludzie tonami wynosili papier toaletowy, cukier czy ryż. Sami mieszkamy bardzo blisko wojskowej bazy lotniczej i nie widzę wielkich manewrów. Szwedzi, podobnie jak w przypadku COVID -19, raczej spokojnie podchodzą do tego, co się dzieje - opowiadała Rechnio.