"Wiało trochę, ale w sumie było przyjemnie i zgodnie z założeniami zrobiłam blisko dwugodzinny trening podtrzymujący. Lubię tu biegać. Do Zakopanego czuję sentyment ze względu na lata spędzone w szkole sportowej i częste zajęcia na początku moich międzynarodowych wojaży. Teraz, gdy właściwie w Polsce mnie nie ma, tym przyjemniej tu chociaż na chwileczkę przyjechać" - powiedziała PAP Kowalczyk. Złota medalistka igrzysk w Vancouver dodała, że mimo okresu przedświątecznego nie mogła, chociaż bardzo by chciała, zrobić przerwy w treningach. "Zbliżające się zawody cyklu Tour de Ski są dla mnie niezwykle ważne. Nie mogę sobie pozwolić nawet na krótkie lenistwo czy tym bardziej objadanie się domowymi specjałami". Pochodząca z Kasiny Wielkiej Kowalczyk podreśliła, że TdS to dla niej bardzo duże wyzwanie. "Mam w sobie, podobnie jak chyba każdy startujący, dużo pokory - to piękne zawody, ale wystarczy przecież jeden słabszy dzień i może to zaważyć na rezultacie końcowym. Mnie jak każdemu taki dzień może się zdarzyć - nikt przecież nie jest ze stali. Staram się więc dobrze przygotować, nie chorować, nie denerwować, ale także w stu procentach zmobilizować i skoncentrować, żeby nie popełnić głupich pomyłek". Czy ostatnie decyzje sędziów dyskwalifikujące mnie wzmogły tak zwaną sportową złość? - zastanawiała się. "Nie, bo to co czuję nie nazwałabym złością. Zwykle, jak to się mówi mam pod górkę, i to po prostu działa na mnie mobilizująco. Tak też jest tym razem" - zaznaczyła. Cykl zaliczanych do PŚ zawodów Tour de Ski rozpocznie się w Oberhofie (31 grudnia - 1 stycznia). Kolejne rozegrane zostaną w Oberstdorfie (2-3 stycznia), Toblach (5 stycznia), Cortina d'Ampezzo-Toblach (6 stycznia) i w Val di Fiemme (8-9 stycznia). Joanna Chmiel