Przed rokiem zawody składały się z pięciu etapów, teraz będą cztery, a Kowalczyk oraz trenera Aleksandra Wierietielnego czekają także dodatkowe atrakcje. Sprint tour rozpocznie się 6 kwietnia w Jekaterynburgu, który leży pod stokami Uralu, a zakończy 10 kwietnia w Chanty-Mansyjsku. "Jestem pewna, że to znowu będzie wielkie show" - mówi Kowalczyk, która startowała także w Rosji w poprzednim sezonie. Znakomita biegaczka była wtedy najlepsza w klasyfikacji generalnej. "Po pierwszych zawodach czeka nas długa podróż specjalnym pociągiem, którym będą jechać tylko uczestnicy zawodów, trenerzy oraz działacze. Będziemy kierować się do Jugorska, ale nie będzie to dla nas udręka. Trochę pośpimy, a potem się zabawimy. W pociągu będzie orkiestra, zespół cygański oraz dobre jedzenie" - zdradza trener Aleksander Wierietielny, który na Wschodzie czuje się jak u siebie. W Jugorsku odbędzie się jeden ze sprintów, a później zawodniczki pojadą autobusami do Chanty-Mansyjska, gdzie zaplanowane są dwa ostatnie etapy. Miasto to nazywane jest bramą Syberii. Nasza zawodniczka w Azji także dobrze zarobi. Nie dostanie jednak takich kwot, jak w prestiżowym Tour De Ski, gdzie pula nagród wynosiła w tym sezonie prawie 3 mln złotych, a Polka zarobiła za czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej prawie 100 tys. złotych. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, za zwycięstwo w klasyfikacji ogólnej Sprint Tour można zainkasować około 50 tys. złotych.