Podopiecznej Aleksandra Wierietielnego groziła dyskwalifikacja za zastosowanie stylu dowolnego na trasie klasycznego. "Nie mieli prawa mi zabrać tego medalu. Jury wysłuchało moich argumentów i postanowiło postąpić tak, a nie inaczej. Te dwie minuty, kiedy czekałam na decyzję, były bardzo nerwowe. A jury doskonale wie, że wszystko może zostać oprotestowane. Swoją decyzję uzasadnili jednak solidnie" - powiedziała Kowalczyk. "Gdyby mi go zabrali, a nie mieli ku temu podstaw, to byłaby piękna motywacja na kolejny sezon. Mój trener od razu usłyszał ode mnie, że Norwegowie mają przerypane w przyszłorocznych mistrzostwach świata w Oslo" - dodała Kowalczyk. Dlaczego Norwegowie tak ostro zareagowali? "Robią to pod publiczkę. Biegi narciarskie to u nich sport narodowy, tam dziennikarzy jest cała masa i wszyscy domagają się świeżego mięsa, więc znaleźli sobie Polkę. Oczywiście popełniłam błąd i zdaję sobie z tego sprawę, ale on nikomu nie przeszkodził, a mi nie pomógł w żaden sposób. Takich błędów popełnia się bardzo wiele, ale są bardziej widoczne, kiedy robi to jedna z faworytek biegu i to jeszcze w igrzyskach olimpijskich" - podkreśliła 27-letnia zawodniczka AZS AWF Katowice. Wierietielny przyznał, że sytuacja była nerwowa. "Nie tyle, że baliśmy się tego protestu, ale na pewno nie było przyjemnie. Wiedziałem jednak, że takie przewinienie nie podlega dyskwalifikacji. Nawet gdyby Norwegowie się od ich decyzji odwołali, nie mieliby szans" - powiedział. CZYTAJ TAKŻE: Kowalczyk ostro skrytykowała Bjoergen Trener Kowalczyk: Nie możemy spać spokojnie Norwegowie nie złożą protestu przeciw Kowalczyk Gwiazda z Norwegii broni Justyny Kowalczyk Rywalki Kowalczyk przyjmują sterydy