"My byśmy chcieli, ale działacz PKOl uważa, że nie zrobimy tam wyniku w sprincie. Mają swoje statystyki i na pewno znają się lepiej niż my" - ironizuje w "Przeglądzie Sportowym" Aleksander Wierietielny, trener naszej zawodniczki. "Ktoś tam sobie coś powiedział. Człowiek, który nie zna się na biegach. Mam kwalifikację na sprint, więc nie ma co myśleć o głupotach. Trenera to drażni, a ja mam to gdzieś, bo mam prawo występu i nikt mi nie zabroni startować. Tym bardziej, że sprint może być jednym z moich najlepszych występów" - dodała Kowalczyk. Polka ostatnio potwierdziła, że potrafi biegać na najkrótszym dystansie, wygrywając, po raz pierwszy w karierze, tę konkurencję w czasie zawodów w Kuusamo. "Dobrze wyszło, a teraz będą problemy w PKOl. Postanowili, że Justyna nie wystartuje w Vancouver w sprincie. Nie wiedzieli, że w zeszłym sezonie cztery razy startowała w sprincie klasykiem i trzy razy była na podium? Teraz też od niego zaczęła, więc chyba warto startować?" - mówił Wierietielny. Kowalczyk po dobrym występie w sprincie w biegu na 10 kilometrów, również techniką klasyczną, zajęła siódme miejsce. Na początku trasy jednak upadła, a gdyby nie to, mogłaby walczyć o podium. Teraz karuzela Pucharu Świata przenosi się do Duesseldorfu, gdzie w weekend odbędą się sprinty indywidualne i drużynowe. Nasze dwukrotna mistrzyni świata postanowiła jednak tam nie startować, więc zobaczymy ją dopiero 12 i 13 grudnia w szwajcarskim Davos, gdzie odbędzie się sprint i bieg na 10 km stylem dowolnym.