Ogromne masy wody, które piętrzyły się na tamie w Stroniu Śląskim, w końcu przełamały ją. Ta z wielkim pędem wpadła do miasta i niszczyła wszystko, co napotkała na drodze. - Stronie Śląskie zostało zniszczone - powiedział Sebastian Szczęsny, dziennikarz Eurosportu i TVN, w rozmowie z Interia Sport. On wychowywał się w tym mieście przez kilkanaście lat. Teraz z przerażeniem nasłuchiwał wiadomości ze Stronia Śląskiego. Tam przecież wciąż mieszkają jego rodzice. Polski sportowiec stracił dobytek w powodzi i od razu ruszył pomagać innym. "Brali ode mnie konserwy i od razu je jedli" Sebastian Szczęsny nie miał wątpliwości. Od razu ruszył ze zbiórką Wraz z każdą godziną było tylko coraz gorzej. Aż w końcu w przestrzeni publicznej pojawiła się informacja o tym, że naporu wody nie wytrzymała tama. Morawka zmyła z powierzchni ziemi wszystko, co napotkała na swojej drodze. Dość długo w telewizji pokazywano obrazy tylko z Lądka-Zdroju i Kłodzka. Tam obraz był apokaliptyczny. Do Stronia Śląskiego nie można się było dostać, dlatego też nie były stamtąd zbyt wielu informacji. Aż do teraz. Obrazy z tego miasteczka są przerażające. - Miałem od znajomych informacje, jak wygląda sytuacja w Stroniu Śląskim. Od razu stwierdziłem, że nie można tego tak zostawić. To był naturalny, ludzki odruch. Chciałem po prostu pomóc. Nawet w pewnym momencie na forum Stronia Śląskiego zapytałem, czy jest dedykowana specjalna zbiórka dla naszego miasta, które zostało najbardziej zniszczone. Okazało się, że nie. Stąd moja decyzja - powiedział Szczęsny w rozmowie z Interia Sport. - To, co się zaczęło potem dziać, to przeszło najśmielsze oczekiwania. Zrzutka zaczęła naprawdę pracować. Po półtorej doby od jej uruchomienia było uzbierane już 230 tysięcy złotych (na godz. 18.30 było już ponad 260 tysięcy złotych - przyp. TK). Nie wierzyłem w to, co widzę, ale to mnie uświadomiło, że otaczają nas jednak ludzie o wspaniałych sercach. Bardzo empatyczni. Zaczynają dostrzegać realność tego świata. To przywraca wiarę w człowieka - dodał. Szczęsny zauważył, że dużo mówiło się o tym, co spotkało Głuchołazy, Lądek-Zdrój i Kłodzko, ale niewiele było Stroniu Śląskim. "Od razu było wiadomo, że Stronia Śląskiego nie ma" Niestety już wiemy, że rośnie bilans ofiar. O tym, że jest wiele osób zaginionych, choćby w Lądku-Zdroju, mówił w rozmowie z Interia Sport Tomasz Żerebecki, były trener kadry w skicrossie. - Jak tylko usłyszałem, że pękła tama, to od razu było wiadomo, że Stronia nie ma. Ona w 1997 roku uratowała miasto podczas wielkiej powodzi. Wtedy wytrzymała. Jak zobaczyłem teraz, że nie ma prawego wału, to byłem przerażony. Masa wody ruszyła bowiem w kierunku centrum miasta. Ta woda miała niesamowitą siłę i w ułamku sekundy zabierała za sobą wszystko, co napotkała na drodze. Na Stronie ruszyła masa spienionej i skotłowanej wody - mówił Szczęsny. Dziennikarz przyznał, że jednak w całym potoku wielkich serc, trafiają się też ci, którzy żerują na ludzkiej tragedii. - Stronie Śląskie to miasto, w którym ludzie się znają. I wiem, że do opuszczonych mieszkań są włamania. Zdarzają się kradzieże - przyznał ze smutkiem. O zbiórce zorganizowanej przez Szczęsnego piszą także media za naszą granicą, jak choćby chorwacki "Jutarnji". - To jest niewiarygodne, jakiego rozpędu nabrała ta zbiórka. Otrzymuję sygnały z wielu miejsc w kraju, że zbierają środki na pomoc mieszkańcom Stronia Śląskiego. Możemy się kłócić i skakać sobie do gardeł, ale kiedy stajemy w obliczu takiej katastrofy, to potrafimy się zjednoczyć - zakończył.