Serial dokumentalny Netflixa "Tajemnice FIFA" pokazuje, w jaki sposób Katar został gospodarzem mistrzostw świata w piłce nożnej i, że jest to "największy skandal korupcyjny w historii sportu". Nie brakuje w nim mocnych stwierdzeń typu: "FIFA stała się organizacją przestępczą". Padają też poważne zarzuty pod adresem światowej federacji: pranie brudnych pieniędzy, wymuszenia czy unikanie płacenia podatków. Sepp Blatter został nazwany "ojcem chrzestnym pilki nożnej". Łapówki od rosyjskich lekkoatletów Afer dotyczących korupcji czy tuszowania dopingu przez federacje czy związki sportowe nie brakowało choćby w ostatniej dekadzie. Jednym z przykładów jest sprawa nieżyjącego już szefa IAAF (Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych) Lamine Diacka. W 2020 roku sąd karny w Paryżu skazał 87-letniego wówczas Senegalczyka na cztery lata pozbawienia wolności, w tym dwa w zawieszeniu, za korupcję i przyjmowanie łapówek od zawodników podejrzewanych o doping. Rok późnej Diack zmarł. Problemy z korupcją Senegalczyka zaczęły się w 2011 roku. Po rocznym śledztwie MKOl stwierdził, że Diack brał łapówki od firmy zajmującej się sportowym marketingiem za podpisanie kontraktu na organizację wydarzeń. Działacz wykręcił się, że dostał pieniądze od kibiców na odbudowę spalonego domu. Cztery lata później został jednak zatrzymany we Francji, wraz z innymi prominentnymi działaczami IAAF, pod zarzutami korupcji i prania pieniędzy. Trafił do aresztu domowego w Paryżu. W trakcie procesu udowodniono mu przyjęcie około 3,5 mln euro łapówek od lekkoatletów, najczęściej Rosjan, którzy byli podejrzani o doping. Działacz pomagał ukrywać pozytywne wyników testów antydopingowych. To pozwalało im nadal startować m. in. w igrzyskach olimpijskich. Poza Senegalczykiem w tym procesie oskarżonych było jeszcze pięć osób. Wśród nich był jego syn Papa Massata Diack. W trakcie prezesury ojca był konsultantem IAAF ds. marketingu. Sąd zarzucił mu pranie pieniędzy, korupcję i naruszenie zaufania. Skazał go na pięć lat więzienia i 1 mln euro grzywny. Tyle że wciąż ukrywał się w Senegalu, a ten kraj odmówił ekstradycji. W odrębnym śledztwie prokuratura prowadziła postępowanie związane z podejrzeniem brania łapówek przez Diacka przy wyborze gospodarzy igrzysk olimpijskich 2016 i 2020 roku oraz lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2015 i 2019. Te pierwsza otrzymała Moskwa, te drugie - Katar. Mistrzostwa świata w siatkówce. CBA wkracza do akcji W listopadzie 2014 roku Centralne Biuro Antykorupcyjne aresztowało najważniejszych działaczy Polskiego Związku Piłki Siatkowej - prezesa Mirosława Przedpełskiego i wiceprezesa Artura Popko, a także sześć innych osób. Zdaniem prokuratury członkowie władz związku przy organizacji mistrzostw świata w 2014 roku mieli zawierać umowy z różnymi przedsiębiorcami i zawyżali ceny usług. Wystawiane były także faktury poświadczające nieprawdę. W efekcie tych działań - wg prokuratury - z rachunków bankowych PZPS na rzecz określonych podmiotów i osób wypłacono łącznie ponad 3,5 mln złotych. Oskarżonym, którzy nie przyznali się do winy, zarzucono nadużycie uprawnień i niedopełnienia obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i wyrządzenia znacznej szkody majątkowej związkowi. Grozi za to kara do 10 lat pozbawienia wolności. W drugim wątku obu działaczy miał korumpować Cezary P., szef firmy ochroniarskiej, która przez lata dostawała zlecenia od PZPS. Zarzuty korupcyjne opiewały na łączną sumę około miliona złotych, a groźba kary to 12 lat pozbawienia wolności. Obaj działacze zrezygnowali z zajmowanych funkcji i spędzili kilka miesięcy w areszcie, ale potem... wrócili do działalności w związku. Popko jest obecnie prezesem Profesjonalnej Liga Piłki Siatkowej. Przedpełski był w strukturach FIVB, międzynarodowej organizacji siatkówki. W ubiegłym roku obaj zostali wybrani do zarządu PZPS. Proces rozpoczął się w 2016 roku z wyłączeniem jawności. Do tej pory wyrok nie zapadł. Selekcjoner nie mógł powołać tych, których chciał W 2015 roku wybuchła afera w Brazylii. Tamtejsza federacja podpisała 10-letnią umowę sponsorską, na mocy której biznesowy partner musiał wyrazić zgodę na to, kto będzie powoływany do reprezentacji. Firma założona na Kajmanach (International Sports Events) decydowała, czy dany zawodnik ma wystarczający potencjał marketingowy. Nowy piłkarz mógł zastąpić innego pod warunkiem, że byłby w stanie "wygenerować" tyle samo lub więcej pieniędzy. To oznaczało, że selekcjoner musiał powoływać najbardziej popularnych zawodników, a niekoniecznie najlepszych. Brazylijska gazeta "O Estado" dotarła nawet do zapisów tej umowy. Wynikało z niej też, że w meczach od początku mają grać zawodnicy najbardziej rozpoznawalni, czyli o największej "wartości marketingowej". Mało tego, złamanie zapisów umowy oznaczało, że partner zapłaci tylko połowę z 660 tys. funtów za reklamę. W przypadku absencji piłkarzy z topu, federacja miała wysyłać do ISE medyczne potwierdzenie urazu. Tuszowanie dopingu sztangistów Dwa lata temu niemiecka telewizja ARD wytoczyła działa przeciwko szefowi światowych ciężarów Węgrowi Tamasowi Ajanowi, który w federacji jest od 1976 roku. Choć przypadków dopingu w tej dyscyplinie jest co niemiara, to i tak wiele z nich tuszowano i wielu sztangistów nie spotkała żadna kara. Najczęściej dlatego, że wg ARD zapłacili za to. W sprawie były dwa wątki. Niemieccy dziennikarzy dotarli do działaczy IWF (Międzynarodowa Federacja Podnoszenia Ciężarów), którzy stwierdzili, że zniknęło między 5 a 8 mln euro od MKOl za starty zawodników podczas igrzysk olimpijskich, a dostęp od sejfu miał tylko Ajan. W drugim wątku nagrany potajemnie przez reporterów ARD mołdawski lekarz przyznał, że węgierska agencja antydopingowa (HUNADA) za pieniądze zamieniała próbki od zawodników na takie, w których nie było śladów dopingu. Mocz oddawała podstawiona osoba, a nie wyznaczony do tego sztangista. Tę agencję przez lata do badań na największych imprezach wskazywał właśnie Ajan, czyli prezes IWF. Jednak w 2015 roku mistrzostwa świata zorganizowano w Stanach Zjednoczonych. I to Amerykanie, choć długo Węgier oponował, dokonali kontroli antydopingowej. W efekcie zdyskwalifikowano aż 26 sztangistów. Do tego zawieszono federacje Rosji i Bułgarii, a karą był brak startu w igrzyskach w Rio de Janeiro. Ajan został dożywotnio zdyskwalifikowany.