Cheltenham Festival to najsłynniejsze na świecie wyścigi konne, impreza, która powstała w 1860 r. W tym roku, w dniach 10-13 marca hipodrom w Gloucestershire, w południowo-zachodniej Anglii, odwiedziło ćwierć miliona ludzi. - Właśnie przez te tłumy na trybunach zmarło wiele ludzi, a winne temu są władze, które zezwoliły na imprezę masową w dobie szalejącego koronawirusa - uważa sir Tony McCoy. By uzmysłowić sobie lekkomyślne podejście Brytyjczyków do pandemii, wystarczy przypomnieć fakty sprzed ponad miesiąca. 13 marca ścigano się na koniach w ramach Cheltenham Festival, ale miała się też rozpocząć 30. kolejka Premier League. W czwartek, 12 marca, Arsenal ogłosił, że jego trener Mikel Arteta jest zakażony koronawirusem, co wymusiło zamknięcie ośrodka treningowego "Kanonierów". W ślad za tym władze ligi zawiesiły rozgrywki. Wstrząsająca informacja z Arsenalu nie wpłynęła w żaden sposób na organizatorów słynnych wyścigów konnych. A wirus COVID-19 już siał spustoszenie na Wyspach. W piątek 13 marca, gdy przeprowadzono ostatni dzień Cheltenham Festival, sześć osób zmarło, a u 373 wykryto koronawirusa. Dziś te skutki są o wiele bardziej opłakane: ponad 88 tys. osób jest zakażonych, a więcej niż 11300 ludzi zmarło, tylko dzisiaj ponad 700! Zakażony był nawet premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, którego stan w pewnym momencie określano jako ciężki.Gdy przeglądamy ujęcia z piątkowych wyścigów, trudno nie dojść do wniosku, że równie dobrze organizatorzy mogli wpuścić kibiców na pole minowe, bez oprzyrządowania do ich wykrywania. Ścieśnieni ludzie, głowa przy głowie, żadnego zachowania dystansu, mało kto ma zasłoniętą twarz maseczką. Nie ma danych, ilu spośród nich złapało wirusa, ale warunki do jego rozprzestrzeniania były idealne. MiKi