- Już w Portugalii musiałyśmy myśleć o tym, co nas czeka, gdy wrócimy do Polski i gdzie spędzić tę kwarantannę. Ja mogłam wrócić do domu, do Dankowic, ale wówczas zablokowałabym całą rodzinę, bo wszyscy musieliby ją przechodzić. Marta, z którą od dłuższego czasu dzielę pokoje podczas wszystkich zgrupowań zaproponowała, żebym zatrzymała się u niej w Kaliszu, gdzie ma puste mieszkanie. Pomyślałam, że nawet raźniej będzie nam spędzić te dwa tygodnie. Zawsze ta druga osoba może zmotywować do treningu, gdy tej pierwszej się nie będzie chciało - powiedziała kajakarka AZS AWF Katowice. Zbigniew Walczykiewicz, ojciec srebrnej medalistki igrzysk olimpijskich, szybko zadbał o niezbędny sprzęt sportowy, by jego córka wraz z koleżanką z kadry mogły trenować w mieszkaniu. Zawodniczkom natomiast nie przeszkadza fakt, że ostatnie sześć tygodni spędziły też w jednym pokoju w Portugalii. - Jeszcze nie mamy siebie dość, nie miałyśmy jeszcze poważnego kryzysu. Dogadujemy się bez kłopotów, choć jest między nami 10 lat różnicy. Wiek to jednak tylko cyferki - zaznaczyła 22-letnia reprezentantka Polski. Jak dodała, w związku z kwarantanną policja czasami dzwoni lub odwiedza je dość regularnie, ale oprócz tego muszą się "meldować" przez specjalną aplikację telefoniczną. Iskrzycka przyznała, że pierwszy tydzień po zgrupowaniu wykorzystały też m. in. na odrobienie braków snu. - W pierwszych dniach po obozie zwykle odpoczywamy. Nie ukrywam, że trochę odespałyśmy, bowiem na obozie w tym reżimie treningowym nie możemy sobie pozwolić na dłuższy sen. A ja nie ukrywam, że jestem trochę śpiochem - śmiała się. Kajakarki mają za sobą rekordowe długie zgrupowanie. Na Półwysep Iberyjski wyjechały 7 marca, wróciły do kraju 22 kwietnia. Pierwotnie obóz miał być podzielony na dwa etapy, ale z powodu pandemii koronawirusa, sztab szkoleniowy wraz z zawodniczkami postanowił nie wracać do kraju. Tym bardziej, że kadra nie miałaby już możliwości powrotu do Portugalii. - Na pewno było to dla mnie najdłuższe zgrupowanie w karierze, ale myślę, że chyba także dla wszystkich pozostałych dziewczyn. Natomiast ten czas naprawdę szybko minął, nie dłużyło nam się. Ciągle coś się działo dookoła, my też trochę żyliśmy w niepewności, do końca nie wiedziałyśmy, kiedy ostatecznie wrócimy do Polski. Poza tym, w połowie zgrupowania zmieniliśmy ośrodek - z Montebello przeprowadziliśmy się do Milfontes. Zmiana otoczenia też wyszła nam na dobre. Oczywiście, tęskniliśmy za bliskimi, ale to akurat normalne - opowiadała Iskrzycka. W trakcie pobytu w Montebello kajakarki dowiedziały się, że o rywalizację o medale olimpijskie będą musiały przełożyć na kolejny rok. Zawodniczki przyjęły to w różny sposób, Iskrzycka raczej "na spokojnie". - Cel pozostał ten sam, tylko został przesunięty w czasie. Dla mnie i grupy młodszych zawodniczek to może i lepiej, bo te dodatkowe 365 dni mogą mi jeszcze pomóc. Trenujemy cały czas, mamy świadomość, że nie możemy odpuszczać. Trzeba trenować dalej tak, jakby nic się nie wydarzyło. Wiadomo, że sezon jest zupełnie inny od poprzednich, nie będzie raczej żadnych startów - wyjaśniła. Kadra kajakarek nie może liczyć na dłuższą przerwę. Prawdopodobnie już 11 maja podopieczne Tomasz Kryka zameldują się w Centralnym Ośrodku Sportowym w Wałczu, gdzie będą przygotowywać się przez kolejne trzy tygodnie. Iskrzycka z najbliższymi spędzi więc zaledwie kilka dni i znów będzie musiała wracać do treningów. - Z rodziną nie wiedziałam się tak naprawdę od stycznia. 6 maja kończę kwarantannę i od razu wracam do rodziców. Ale niestety, nie nacieszę się nimi zbyt długo. Z drugiej strony trochę już tęsknię za kajakiem, bo ergometr nie jest moją ulubioną aktywnością fizyczną - podsumowała dwukrotna srebrna medalistka mistrzostw świata. Marcin Pawlicki