- Istnieje ewentualność, że nie zgłosimy klubu do rozgrywek z powodu braku funduszy - mówił przed kamerami TVP3 Olsztyn Stanisław Tunkiewicz. Kadra Travelandu przed drugim sezonem w ekstraklasie mocno się zmieniła. Liczne roszady nie zapowiadały udanego sezonu, jednak wszystko zweryfikowało boisko. Olsztynianie sezon zasadniczy zakończyli na wysokim piątym miejscu i wszyscy z optymizmem czekali na fazę play-off. O ile rywalizacja o "czwórkę" z Olimpią Piekary była niezwykle wyrównana, i głównie z powodu licznych kontuzji podopieczni trenera Giennadija Kamelina musieli uznać wyższość rywala, to niestety nie można powiedzieć tego o pozostałych spotkaniach play-off. Bez wątpienia wpływ na postawę zawodników miał wywiad z prezesem klubu, który znalazł się w lokalnej prasie. Z rozmowy tej jasno wynikało, że budżet klubu będzie zdecydowanie niższy, a spowodowane to będzie odejściem jednego z głównych sponsorów. Traveland przegrał najpierw w dwumeczu z Piotrkowem, a następnie doznał dwóch wysokich porażek z MMTS Kwidzyn. Nic dziwnego, skoro zawodnicy w tym okresie już prowadzili negocjacje z klubem, co do wysokości kontraktów na przyszły sezon. Momentalnie nasuwa się pytanie - czemu takie sprawy załatwiane były w trakcie rozgrywek? Czemu kierownictwo nie mogło poczekać do zakończenia sezonu? Odpowiedzi na te pytania pewnie nie poznamy. Jednak idąc dalej w tym kierunku, nie małą ciekawostką będzie obraz zespołu na przyszły sezon. Kto zostanie? Kto odejdzie? - Rozmowy nadal trwają, nie wiem gdzie będę grał - jak podaje oficjalna strona klubu, powiedział tuż po meczu wychowanek Travelandu Marcin Malewski. Popularny "Maleś" nie jest jednym zawodnikiem, któremu kończy się kontrakt i jest kuszony ofertami z innych klubów. Odejście 25-letniego skrzydłowego z pewnością byłoby dużym osłabieniem klubu. Historia lubi się powtarzać - mówi stare przysłowie, które idealnie pasuje do panującej w Olsztynie sytuacji. Niespełna rok temu włodarze klubu nie zdołali zatrzymać takich zawodników, i w dodatku wychowanków, jak Krzysztof Kłosowski czy Krzysztof Szymkowiak?. Olsztynianie stracili mocną drugą linie, z której słynęli rok temu. W zakończonym właśnie sezonie diametralnie zmienił się sposób grania szczypiornistów byłej Warmii i niejednokrotnie padały stwierdzenia - "Gdyby Kłosowski i Szymkowiak pozostali w Olsztynie, Traveland walczyłby o medal". Dla niektórych kibiców może wydać się to śmieszne, jednak w tym zdaniu jest dużo prawdy. Klub może tłumaczyć się brakiem odpowiedniej puli środków finansowych, bez której w dzisiejszych czasach ani rusz, jednak czy to wystarczające usprawiedliwienie? Racją jest, że pomoc miasta być powinna, bo sport to doskonały sposób promocji - tym bardziej w dobie "srebrnej" reprezentacji Bogdana Wenty. Olsztyn jednak umownie nazwać możemy miastem "siatkówki", gdyż bogata historia zobowiązuje. Ligowy klub dysponuje nieporównywalnym budżetem, jednak brązowy medal nie jest chyba szczytem marzeń. W takim razie czy w blisko dwustutysięcznym mieście jest miejsce dla piłki ręcznej? Pękająca w szwach hala "Urania" podczas spotkań z Vive Kielce i Wisłą Płock przemawia z pewnością na korzyść szczypiorniaka, jednak zestawiając prawie puste trybuny na ostatnim meczu z MMTS Kwidzyn, sytuacja się komplikuje. Wytłumaczyć to można na kilka sposobów. Jednym może być brak mody na piłkę ręczną, która jednak nie powstanie z dnia na dzień. Jak dowiedzieliśmy się z niedzielnej wypowiedzi prezesa zarządu firmy Społem (jednego ze sponsorów tytularnych), klub może nie zostać zgłoszony do rozgrywek w razie braku porozumienia z miastem. Andrzej Tomaszewski