Wyniki, terminarz i tabela Primera Division Pieniądze były jedynym uzasadnieniem jego odejścia Bask Gaizka Mendieta wielkim piłkarzem był. Jednym z największych w dziejach klubu z Mestalla, choć publiczność w Walencji przez sześć lat miała okazję cieszyć się grą największej gwiazdy mundialu w Argentynie Mario Kempesa. Efekt Mendiety był jednak znacznie większy, a jego symbolem dwa finały Champions League w 2000 i 2001 roku. Bask w obu wystąpił jako kapitan, w drugim z Bayernem Monachium strzelił nawet gola, mimo wszystko to Bawarczycy zdobyli trofeum po dogrywce i karnych. Transfer do Lazio Rzym okazał się katastrofą. Gigantyczna kwota 38 mln dolarów była jedynym uzasadnieniem, dlaczego piłkarz opuszcza drużynę lepszą dla gorszej. Zaledwie jeden sezon we Włoszech zrobił z Mendiety przeciętniaka, taki właśnie, zagubiony i bez błysku próbował odrodzić się w Barcelonie. Okazał się jednak już tylko graczem na miarę Middlesbrough. Piłkarska droga Baska, która miała go zawieść na Olimp, dobiegła końca właśnie tam. Dziś po Mendiecie pozostał żal i nostalgiczne wspomnienia. Pod wodzą Hectora Cupera Valencia biła Barcelonę jak chciała i kiedy chciała. Argentyński trener, tak jak jego najlepszy piłkarz przeniósł się potem do Włoch. Miał być drugim Helenio Herrerą w Interze Mediolan, szybko pogrążył się jednak w trenerskim niebycie, niedawno wspomniała o nim prasa przy doniesieniach, że brał udział w ustawianiu meczów w Primera Division i Serie A. Nowym Herrerą w Mediolanie został dwa lata temu Jose Mourinho. Decyzja Cupera o opuszczeniu Walencji była w jakimś stopniu uzasadniona. Argentyńczycy kochają Serie A. Mendieta powinien jednak wiedzieć, że żaden gracz hiszpański nie zrobił tam kariery. To wręcz niewiarygodne, iż w dwóch bliskich sobie krajach, gdzie przeciętni obywatele rozumieją się bez tłumacza, język futbolu jest tak skrajnie inny. Działa to w obie strony, trudno zaleźć przypadki graczy włoskich, którzy podbiliby Primera Division. Ostatnio próbowali w Madrycie Antonio Cassano i Fabio Cannavaro, pierwszy z fatalnym, drugi ze średnim skutkiem. A przecież był mistrzem świata i laureatem "Złotej Piłki" w 2006 roku. Zrozumcie jednak Mendietę. Valencia z czasów jego i Cupera była jednak czymś niecodziennym w Primera Division, produktem hiszpańsko-włoskim scalanym przez gwiazdy z Argentyny. Drużyna broniła i kontrowała po włosku, w ataku pozycyjnym była już jednak zupełnie hiszpańska, tworząc w tamtych czasach wzór do naśladowania. Trener reprezentacji Hiszpanii Jose Antonio Camacho nie ukrywał, że ani Real Madryt, ani Barcelona, tylko właśnie zespół Cupera jest jego ideałem. Dziś ten ideał przestał istnieć, pojawił się nowy, na Camp Nou. Dwa dni temu prowadzona przez Pepa Guardiolę Barcelona dostała piłkarskiego nobla dla najlepszego teamu wszystkich dyscyplin w 2011 roku. Obecny selekcjoner, tak jak Camacho wychowanek Realu Vicente del Bosque, widzi swój ideał w Katalonii. Jego poglądy podziela koszykarz wszech czasów Michael Jordan i wielu równie wybitnych kiedyś sportowców zebranych jako jurorzy nagród Laureus. Wyróżnili oni Barcę, jako drugi klub piłkarski po Manchesterze United (rok 2000). Dziś na Camp Nou były ideał mierzy się z obecnym. Lata wielkości na początku wieku kosztowały Valencię drogo. Kryzys finansowy zmusił drużynę do wyprzedaży gwiazd, niedawno drużynę opuścili David Villa (Barcelona), a po nim David Silva (Manchester City) i Juan Mata (Chelsea). Zespół Unaia Emery'ego wciąż trzyma się dzielnie, choć w Champions League przepadł w grupie. Guardiola nie może się go nachwalić, prawda jest jednak okrutna: od kiedy został trenerem Barcy Valencia z jego drużyną jeszcze nie wygrała. Dziś też nie musi, do awansu do finału Pucharu Króla wystarczy jej remis 2-2. Mendieta zagrzewa Valencię do walki W specjalnym video nakręconym przed rewanżem na Camp Nou Mendieta nawołuje obecnych graczy Valencii do podjęcia wyzwania. Przewiduje, że rolę Claudio "Piojo" Lopeza, który kiedyś nękał Katalończyków zagra dziś Roberto Soldado. Fani z Mestalla odprowadzili swoich graczy na lotnisko, jeszcze przed odlotem do Barcelony przypominając im, że wierzą w awans. Czy ta wiara sprawi cuda? Dla Valencii Puchar Króla to ostatnie trofeum, które może zdobyć w tym sezonie. Barcelona walczy jeszcze na trzech frontach, choć jej szanse na obronę mistrzostwa Hiszpanii topnieją w oczach. Guardiola może dziś puścić do boju kilku swoich asów, z których ostatnio nie mógł korzystać. Zdrowi są Pedro i Iniesta, a nawet Sergio Busquets, mimo paskudnej kontuzji w ostatnim meczu. Ta trójka usiądzie pewnie na ławce i zagra tylko w ostateczności. Drużyną pokieruje Xavi Hernandez pauzujący na skutek przeciążenia w dwóch ostatnich spotkaniach. Czy goście przypomną sobie czasy Mendiety, czy tylko polegną z twarzą? Na Camp Nou Barca zremisowała w tym sezonie zaledwie trzy razy: z Milanem 2-2 (Champions League), Sevillą 0-0 (Primera Division) i Realem Madryt 2-2 (Puchar Króla). Poza tym wyłącznie wygrywała, czasem wręcz roznosiła rywali, jak Hospitalet 9-0, Osasunę 8-0, czy Atletico Madryt, Mallorkę i Levante po 5-0. Ostatnio była jednak w słabszej formie. "Nie jest z nami tak źle, jak się powszechnie sądzi" - słowa Guardioli brzmią wręcz złowieszczo dla Valencii. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!