Nie pochwalam skuwania żony w piwnicy. Nie pochwalam durnych wypowiedzi o gejach, czy mądrości o blond dziennikarkach. Jednak chwalę Onyszkę za umiejętności i charakter. Kiedy przechodził do Odry Wodzisław gdzieś tam rzucił - pół żartem, pół serio - że nie puści żadnej bramki do końca sezonu. Już sobie wyobrażam tytuły w prasie albo wpisy w internecie, gdyby tak w pierwszym, czy drugim meczu z trzy, czy cztery razy wyciągał piłkę z siatki. Tymczasem olimpijczyk z Barcelony z 1992 roku w pięciu meczach Ekstraklasy w barwach Odry został tylko raz pokonany. Z Lechem był najlepszy na murawie - broniąc świetnie, a zarazem szczęśliwie. Pięć i pół sezonu w Viborgu, tyleż samo czasu w Odense i runda w Midtjylland to czas spędzony w Danii. W polskiej lidze przed Odrą po raz ostatni bronił w sezonie 1997/98 - w Widzewie Łódź. Później przyszło 411 meczów na Półwyspie Jutlandzkim, po czym znowu zawitał do polskiej ligi. Od razu stał się gwiazdą - bez dwóch zdań. Onyszko ma kontrakt w Wodzisławiu tylko do końca sezonu. Myślę, że Legia, czy Wisła nie powinny się dłużej zastanawiać i zaangażować Onyszkę na co najmniej jeden sezon. Z Legii do Evertonu odchodzi Mucha, a Pawełek pokazuje kibicom Wisły wulgarne gesty, choć powinien ich przepraszać za katastrofalne wpadki. Nic tylko postawić na bramkarza, który - na tle konkurencji - wyróżnia się spokojem i refleksem. Do Polski trafił w atmosferze skandalu związanego z wydaną w Danii autobiografią - "Fucking Polak". W świadomości kibiców może jednak zaistnieć jako solidny fachowiec. A grzechy pewnie odkupi, jak przystało na Polaka-katolika, szczerą spowiedzią w Wielkim Tygodniu. Byle tylko ksiądz nie pytał, "jak synu wyłapałeś tę piłkę uderzoną przez Peszkę z tak bliskiej odległości"...