Koen van der Biezen przyzwyczaił się już do swojego pseudonimu "Bizon", a także do wielkiego zainteresowania mediów, jakie jest związane z jego osobą po zdobyciu zwycięskiej bramki w 184. Wielkich Derbach Krakowa. Takiego uhonorowania, jakie spotkało go w dzień za ten wyczyn holenderski napastnik nie mógł się jednak spodziewać. Dziennikarze do ostatniego wolnego miejsca wypełnili pomieszczenie, a redaktor Mazan rozpoczął uroczystość krótką przemową. - Jesteśmy na najwyższym stanowisku pracy w Rzeczpospolitej. Miejsce to widziało już prezydentów i następców tronu, ambasadorów i ministrów, ale takiego gościa możemy tu witać po raz pierwszy. Pan Koen van der Biezen jest Holendrem, a stosunki polsko-holenderskie są tak bogate jak kasa ComArchu - żartował Leszek Mazan. - Holendrzy uczyli nas budować tamy, budowali u nas kościoły, jak choćby kościół świętej Anny i jednocześnie wyciągali nam najpiękniejsze dziewczyny. Po raz pierwszy zdarzyło się jednak, że Holender dokonał w Krakowie cudu i odczarował po dwudziestu ośmiu latach zaczarowany stadion przy ulicy Kałuży, na którym Cracovia nie mogła wygraćligowego meczu z Wisłą. Dzięki znakomitej bramce "Bizona" wygraliśmy niedzielne Wielkie Derby i z tego tytułu, decyzją MKS Cracovia oraz Rady Mędrców stadionu przy ulicy Kałuży nasz Pan Koen otrzymuje tytuł "Bizona Derbowego"! Na jego ręce przekazujemy również wspaniały tort i zapewnienie, że odtąd ile razy usłyszymy dźwięk hejnału mariackiego będziemy sobie przypominać jego bramkę. Chcielibyśmy jeszcze usłyszeć deklarację, że możemy liczyć na więcej takich goli! - zakończył Mazan, a Koen ubrany w szalik Pasów z uśmiechem przytakująco pokiwał głową. Koen van der Biezen przez kolejne pół godziny cierpliwie i z uśmiechem udzielał wywiadów, pozował do zdjęć fotoreporterom, a także kibicom. Każdy chciał zrobić sobie fotkę ze zwycięskim "Bizonem Derbowym". Ten wyjątkowy dzień na Wieży Mariackiej na pewno pozostanie na długo w pamięci głównego bohatera.