Jacek Rutkowski dla INTERIA.PL: Recepta na wielki klub bez długów Nawet takie giganty jak Barcelona czy Real Madryt są poważnie zadłużone. Co więc skłania polskich biznesmenów do inwestycji w futbol? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Na pewno względy marketingowe, choć nie we wszystkich przypadkach. Przejęcie jakichś atrakcyjnych terenów - rzadko się udawało, ale intencje takie nie były dla kilku inwestorów bardzo istotne. Czasami snobizm i zaspokojenie własnych ambicji, ale też autentyczna miłość do piłki czy konkretnego klubu. Bogusław Cupiał, Jacek Rutkowski oraz Mariusz Walter - to właściciele trzech największych klubów w Polsce, odpowiednio Wisły Kraków, Lecha Poznań i Legii Warszawa. Klub jako promocja marki Najdłużej w futbolu działa Rutkowski. Ten mieszkający w Neu-Isenburgu pod Frankfurtem biznesem zajmował się dystrybucją sprzętu AGD w Niemczech. Z czasem stał się głównym udziałowcem Fabryki Kuchenek Amica we Wronkach. Pomysł założenia piłkarskiego klubu przejął od farmaceutycznej firmy Bayer z Leverkusen. To miał być najlepszy i najszybszy sposób na promocję marki. Powstały w 1992 roku klub w maleńkich Wronkach rósł w siłę. Z roku na rok piął się w górę i trzy lata później awansował do ekstraklasy. Na tych imponujących osiągnięciach cieniem kładła się osoba Ryszarda Forbricha pseudonim "Fryzjer", który stał się symbolem korupcji w "polskim futbolu". Amica korzystała z jego korupcyjnych kontaktów pełną garścią. Rutkowski nie angażował się bezpośrednio w działalność klubu, ale i on zrozumiał, że dłużej "Fryzjera" nie może tolerować. Po pozbyciu się Forbricha, Amica starała się zmienić wizerunek. W klubie ruszyła praca z młodzieżą, powstała znakomita baza treningowa. Amica, jako pierwszy polski zespół, awansowała do fazy grupowej ówczesnego Pucharu UEFA, lecz coraz bardziej jasne stawało się, że pewnej bariery nie przekroczy. W małych Wronkach, na meczach zjawiała się garstka kibiców, w rzeczywistości drużyna ta nie obchodziła nikogo. W sercach Wielkopolan był bowiem tylko jeden klub - klepiący biedę Lech Poznań. W końcu Rutkowski zadecydował, że zainwestuje w Lecha, zwłaszcza że nie potrzebował już promocji marki "Amica". Lech, który w 2006 roku zajął miejsce Amiki w Ekstraklasie, otwierał nowe, ogromne możliwości. Rutkowski mógł liczyć na największą i najwierniejszą widownię w kraju oraz zrealizowany obecnie projekt budowy stadionu na ponad 40 tysięcy. Wzmacniany Lech stał się potęgą w naszym futbolu. Dowodem na to był tytuł mistrza Polski w 2010 roku oraz znakomita postawa w meczach Ligi Europejskiej. Był to jedyny polski zespół, który z dumą można było pokazywać w Europie, choć pewną plamą na honorze był brak awansu do elitarnej Ligi Mistrzów (a sukces ten był w zasięgu ręki). Rutkowski bezpośrednio nie kieruje klubem, robią to za niego ludzie przeniesieni z Amiki czyli prezes Andrzej Kadziński i Marek Pogorzelczyk. O transferach decyduje tak zwany komitet transferowy, ale i tak ostateczne słowo należy do właściciela. Obecnie Lech, ze swoim potencjałem kibicowskim i sportowym, stoi przed dużą szansą zdominowana polskiego futbolu. W pogoni za Ligą Mistrzów Bogusław Cupiał,właściciel produkującej kable i światłowody Tele-Foniki funkcjonuje w polskim futbolu już od grudnia 1997 roku. Wraz z ówczesnymi wspólnikami, wykupił akcje Wisły Kraków, którą zamierzał szybko wprowadzić do Ligi Mistrzów. W początkowej fazie inwestowania w futbol nie liczył się z pieniędzmi. Kupował najlepszych polskich zawodników, oferował wysokie zarobki. Nie dawał konkurencji żadnych szans. Wisła w pierwszej dekadzie XXI wieku rządziła w krajowym futbolu, zdobywając systematycznie mistrzowskie tytuły. Brakowało tylko jednego - awansu do Ligi Mistrzów. Zmieniali się prezesi, trenerzy, zawodnicy, a marzenie Cupiała pozostało niespełnione. Jest on najbardziej tajemniczym właścicielem klubu w Polsce. Udzielił bodaj dwóch wywiadów. Zupełnie nie zależy mu na rozgłosie. Wiadomo, że zatwierdza wszystkie kluczowe decyzje, choć żaden z trenerów nie narzekał, że ingeruje w ustalanie składu, czy decyzje czysto sportowe. Ale trenerów zmieniał początkowo seryjnie. Od pewnego czasu już nie jest tak porywczy. Choć jego entuzjazm do inwestowania w Wisłę nieco osłabł, to cały czas stara się spełnić swoje marzenie o Lidze Mistrzów. Pasmo niepowodzeń Znacznie większy niedosyt sportowych sukcesów może odczuwać Mariusz Walter. Grupa ITI, której jest współwłaścicielem, akcje Legii przejęła wiosną 2004 roku. Cel był jasny - stworzenie w stolicy zespołu na miarę Ligi Mistrzów. Tymczasem w rubryce "sukcesy" warszawski klub może wpisać sobie tylko jeden mistrzowski tytuł wywalczony w 2006 roku, jeden Puchar Polski (2008) i... w zasadzie tyle. Przed przejęciem Legii, ITI było zainteresowane inwestycją w Widzew, ale skomplikowana sytuacja prawna tego klubu okazała się wystarczającą przeszkodą. Być może, gdyby nie zrobił tego wcześniej Bogusław Cupiał, ITI stałoby się właścicielem Wisły, w której Mariusz Walter grał kiedyś jako młody piłkarz. Legia była dla ITI bardzo łakomym kąskiem, tymczasem przez pierwsze lata przysparzała firmie same kłopoty. Walter chciał zrobić porządek na trybunach, ukrócić patologiczne układy panujące na trybunach. Odpowiedzią był protest najwierniejszych fanów. "ITI spier..." - przez lata rozbrzmiewało nie tylko na trybunach stadionu Legii. Zapewne każdy inny właściciel zrezygnowałby finansowania klubu, ale ITI i Walter wykazali się determinacją. Od kilku miesięcy Legia dysponuje nowoczesnym stadionem, w przeciwieństwie do Wisły, stara się budować solidne podstawy klubu tworząc akademię piłkarską i inwestując w bazę treningową. Walter, nie jest tak tajemniczy, jak Cupiał, ale też bardzo rzadko wypowiada się publicznie na temat drużyny.