Chyba nieprędko zakończy się konflikt pomiędzy Radosławem Piesiewiczem a Sławomirem Nitrasem. Rozpoczął się on tuż po paryskich igrzyskach olimpijskich i niestety trwa do dziś. A poszło między innymi o zarobki szefa PKOl. Obaj panowie wzajemnie przerzucali się oskarżeniami, udzielając mocnych wypowiedzi w ogólnopolskich mediach. "To, co dzisiaj minister Nitras zademonstrował przeciwko związkom sportowym, szantażując je, że nie będą dostawały środków, jeżeli mnie nie zmienią... Pan minister Nitras od początku wziął sobie za cel, żeby zmienić prezesa PKOl. My jesteśmy niezależnym stowarzyszeniem, które wybiera swojego prezesa" - mówił na przykład sternik komitetu na antenie TVN 24. "Jeżeli popatrzy pani, że rocznie zarząd kosztował ponad 4 mln zł, no to ma pani częściową odpowiedź na pytanie, gdzie są te pieniądze. Jeżeli pani policzy te przejścia, te saloniki na lotnisku, to że za jednorazowe przejście trzeba zapłacić ponad tysiąc złotych, to..." - szybko skontrował jednak minister w rozmowie z Magdaleną Rigamonti z "Przeglądu Sportowego Onet". Wydawało się, że temat nieco ucichnie po tym, gdy szef PKOl poinformował o tym, iż medaliści otrzymali zasłużone nagrody finansowe za trud nad Sekwaną. Ale stało się wręcz przeciwnie. Tym razem sprawy w swoje ręce wzięli prezesi związków sportowych. Aż dwudziestu dwóch działaczy chce, by Radosław Piesiewicz podał się do dymisji. Podają oni nawet konkretne powody, dlaczego tak ma się stać. Wspomniany wyżej "Przegląd Sportowy Onet" dotarł do treści całego listu adresowanego do Radosława Piesiewicza. Powstał on po spotkaniu z ministrem sportu 12 lutego. Na spotkaniu obecnych było 27 prezesów związków. Nie kończą się problemy Radosława Piesiewicza. Działacz otrzymał alarmujący list Co dokładnie nie podoba się prezesom dwudziestu dwóch związków sportowych? Choćby zachowanie Radosława Piesiewicza przed igrzyskami olimpijskimi, a także po nich. "Od miesięcy mamy jednak do czynienia z nadużywaniem stanowiska Prezesa PKOl do celów osobistych oraz autopromocją na tle najwybitniejszych polskich sportowców" - brzmi początkowy fragment listu. Niepokój wzbudził też raport Komisji Rewizyjnej w PKOl. "Czytamy w nim, że brak jest podstaw prawnych, które regulowałyby sposób i formę prawną określania Pana wynagrodzenia. Wynagrodzenia, którego nie pobierał żaden z Pana poprzedników" - zauważyli prezesi. Zdaniem autorów listu sporo do życzenia pozostawia też sposób zarządzania komitetem przez obecnego szefa, przez który ubywa coraz większa liczba sponsorów. "Wycofanie partnerów biznesowych to wyraz braku zaufania do Pańskich działań oraz wynik rozmieniania autorytetu PKOl na drobne poprzez działalność sprzeczną z Kartą Olimpijską. Spowodowało to też negatywne konsekwencje dla związków sportowych, które w wyniku braku środków od PKOl, niekiedy musiały wstrzymać realizację części zadań" - zaalarmowali autorzy listu. "Tylko Pańska rezygnacja otworzy drogę do odbudowy autorytetu należnego Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu" - zaapelowano na koniec. Szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego znalazł się więc w niemałych tarapatach. Oczywiście nie musi odchodzić. Jednak jeśli będzie chciał za wszelką cenę zachować stanowisko, to mogą teoretycznie odwołać go uczestnicy Walnego Zgromadzenia. Jak informuje "Sport.pl", by doszło do głosowania związanego z dalszą przyszłością obecnego prezesa, musi stawić się co najmniej stu delegatów uprawnionych do oddania głosu. 2/3 osób musiałoby wtedy zagłosować za odwołaniem szefa PKOl ze stanowiska.