Nawet w deszczowe dni żarzy się papieros w rękach Carlosa Gardela. Mieszkańcy Buenos Aires wierzą, że wystarczy wcisnąć mu go między palce, by spełniły się marzenia. Pochodzący z Francji śpiewak i kompozytor tanga zginął 76 lat temu w wypadku lotniczym w kolumbijskim Medellin. Argentyńczycy postawili mu pomnik, a światowej sławy utwory wykorzystano nawet we współczesnych filmach "Zapach kobiety", "Lista Schindlera" i "Volver" Pedra Almodovara, gdzie tango Gardela przerobiono na flamenco. Gardel czcił futbol jak każdy Argentyńczyk. Śpiewał kiedyś utwór na cześć Josepa Samitiera, legendarnego kapitana Barcelony, który jako trzeci obok Ricardo Zamory i założyciela klubu Hansa Gampera dorobił się w stolicy Katalonii ulicy swojego imienia. Czwartym może być Leo Messi, wychowywany od 13. roku życia w Barcelonie emigrant z Rosario. Wytrwał w lojalności wobec kraju urodzenia, mimo iż zdrowie uratowała mu nowa ojczyzna. Wytrwał, na własną zgubę chyba. Mógł wybrać Hiszpanię Kiedy kilka lat temu do nastoletniego Messiego zadzwonił działacz z hiszpańskiej federacji, Leo odpowiedział "nie" i bez wahania, czy żalu odłożył słuchawkę. Gdyby wyszeptał "tak", byłby już dziś mistrzem świata. Tymczasem marzenia o triumfach z drużyną "Albicelestes" zmieniają się powoli w niekończący się koszmar. Najlepszy piłkarz świata śni na jawie i nie ma nikogo, kto pomógłby mu się obudzić. Nie udało się "boskiej ręce" Diega Maradony, który namaścił go na swojego następcę, metody nie może znaleźć także pragmatyczny umysł Sergia Batisty. Nie wiem, ile papierosów wciśnięto w pomnikowe dłonie Gardela przed Copa America. Fani w Argentynie czekają na sukces piłkarzy od 18 lat. Przeżyli w tym czasie gehennę, kilka potężnych życiowych wstrząsów, włącznie z ogłoszeniem niewypłacalności państwa na początku XXI wieku. Gdzie mają szukać ukojenia, jeśli nie u zarabiających w Europie dziesiątki milionerów euro idoli, którzy na każdym kroku deklarują, że gra dla kraju jest dla nich sprawą honoru? Choć kariera 24-letniego Messiego była raczej nietypowa - jest on dziś symbolem tego, co w argentyńskiej piłce najlepsze. Sześć tygodni temu wygrał swój trzeci finał Ligi Mistrzów, za kilka miesięcy odbierze trzecią z kolei "Złotą Piłkę", dorównując Cruyffowi, Platiniemu i van Bastenowi na 10 lat przed zakończeniem kariery. "Argentyńczycy to niewdzięcznicy" Właśnie do niego zawiedzeni fani Argentyny mają największe pretensje, a dowodem na skalę ich frustracji jest argument, że przed meczami Messi nie śpiewa hymnu. Tymczasem, aby zaprezentować pełnię klasy, introwertyczny piłkarz musi być hołubiony jak w Katalonii. Wściekłość i rozczarowanie rodaków wywołuje w nim paraliżujący stres. Opowiadają o tym rodzice. Matka piłkarza nazwała kiedyś rodaków niewdzięcznikami, ogłaszając w prasie, iż syn wszystko, co ma, zawdzięcza klubowi. Sam Leo nie potrafi się bronić, mówcą nie był nigdy, przemawia za pomocą stóp, które dziś są spętane. W ten sposób koło się zamyka i nikt nie potrafi go przerwać. Wiele autorytetów usprawiedliwia Messiego wskazując, że koledzy z kadry nie dają mu wsparcia, jakie ma w Barcelonie. Ale w klubie potrafi dokonywać cudów w pojedynkę. Podczas Copa America zaatakował go kolega z reprezentacji Nicolas Burdisso, wyzywając i sugerując brak ambicji podczas drogi do szatni po ostatnim remisie z Kolumbią. Mistrz świata z 1978 roku Mario Kempes mówi wprost, że Leo ma dług wobec ojczyzny i dopóki go nie spłaci, nie będzie dla niego miejsca w panteonie największych postaci argentyńskiej piłki. Być może najlepszy piłkarz na świecie ocknie się z letargu już w kolejnym meczu. A może czeka go los rodaka Alfredo di Stefano, który na nieśmiertelność zapracował w Realu Madryt. Grał w reprezentacjach trzech krajów (Argentyny, Kolumbii i Hiszpanii), bez sukcesów. Eric Cantona jest legendą Manchesteru United, kadra Francji zaszczyty zdobywała bez niego. Nie było w Danii piłkarza, którzy sprawniej posługiwałby się piłką niż Michael Laudrup, ale gdy zespół narodowy wygrywał Euro 92, on akurat obraził się na selekcjonera. Ryan Giggs wybrał Walię zamiast Anglii, zdając sobie sprawę, że graczy swojej klasy w niej nie spotka. Tymczasem Messi ma wszystko: geniusz, ambicję i partnerów, o których Giggs nie mógł nawet marzyć. Jak dotąd zupełnie nic z tego jednak nie wynika. Zamiast tanga na cześć narodowego bohatera, z Buenos Aires dobiega lacrimosa. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2107234">Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego</a>