W poniedziałek Messi, Iniesta i Xavi zdominowali galę FIFA, w środę wyrównali kolejny rekord na boisku. Jeszcze nie przebrzmiały odgłosy międzynarodowego "skandalu", jakim było wręczenie Leo Messiemu drugiej z kolei "Złotej Piłki", a on już rozpoczął pracę nad trzecią. Hat trick z drugoligowym Betisem w ćwierćfinale Pucharu Króla na kolana nie rzuca, ale wczorajszym zwycięstwem 5-0 drużyna Pepa Guardioli wyrównała osiągnięcie z sezonu 1973-74. Wtedy zespół prowadzony przez nieżyjącego już Rinusa Michelsa z Johannem Cruyffem w składzie także nie przegrał 27 kolejnych spotkań. 16 meczów w lidze, 6 w Champions League i 5 w Pucharze Hiszpanii - tak wygląda seria bez porażki graczy Guardioli. Wśród nich było aż siedem zwycięstw 5-0, w tym to nad odradzającym się Realem Madryt. Ostatnim, którym pobił zespół z Katalonii był Hercules Alicante, dokonał tego na Camp Nou - od 11 września Barca straciła w Primera Division dwa punkty. Oczywiście mamy za sobą tę część sezonu, w której sporo można przegrać, ale bardzo niewiele wygrać. Barcelona wciąż stoi przed szansą zaprzepaszczenia wszystkiego, czego dokonała. "Wcześniej czy później, oni pękną" - przewiduje Cristiano Ronaldo, tyle, że to samo gracze Realu powtarzają sobie już trzeci rok - od chwili, gdy trenerem Katalończyków został Guardiola. Nie ma jednak wątpliwości: każda seria ma kres. Po 32 kolejnych zwycięstwach porażki doznała w końcu nawet "Złota Jedenastka" Węgier Gusztava Sebesa i to jak na złość w finale mistrzostw świata. Od strony statystycznej, to czego dokonują w tym sezonie Katalończycy nie jest jakimś kosmicznym wyczynem. Manchester United nie przegrał jeszcze meczu w Premiership, a Borussia Dortmund z Błaszczykowskim, Piszczkiem i Lewandowskim ma na półmetku Bundesligi 10 pkt przewagi nad wiceliderem. Dane z ostatnich pięciu lat też nie są jednak specjalnie budujące dla rywali Katalończyków. Barca wygrała Ligię Mistrzów dwa razy i dwa razy była w półfinale - pokonując Chelsea, Manchester Utd, Arsenal, Bayern i AC Milan - czyli niemal wszystkich wielkich tych rozgrywek. Gdyby nie zwycięstwo Interu w półfinale ubiegłorocznej edycji Champions League groziłby nam wręcz kataloński monopol w bitwie o dominację na kontynencie. "Z dziesięciu meczów, wygralibyśmy z tą Barceloną jeden" - mówił Louis van Gaal, trener Bayernu, drugiego finalisty sprzed pół roku. Co robić? Trzeba czekać. Xavi Hernandez ma już 31-lat i wszystkie tytuły w kolekcji. W końcu musi poczuć, że brakuje mu sił do przemierzania dziesiątków kilometrów i wykonywania podań z precyzją 98-procentową. Co może osiągnąć Andres Iniesta, skoro zdobył już zwycięskiego gola w finale mistrzostw świata? Po co ma się męczyć Leo Messi, który jest najmłodszym graczem w historii wyróżnionym "Złotą Piłką" po raz drugi? Katalończycy nie mają już do udowodnienia absolutnie nic, nie są w stanie zdobyć czegoś, czego by jeszcze nie mieli. Nawet zaczynający kariery Pedro z Busquetsem są mistrzami świata i triumfatorami Ligi Mistrzów. Trzeba po prostu uzbroić się w najbardziej efektywną broń, którą zalecali stoicy już w III wieku przed naszą erą. Cierpliwy zawsze doczeka nagrody. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego!