INTERIA.PL: Jaki jest Marcin prywatnie? Filip Kenig, agent Marcina Gortata: - Jest bardzo otwarty, łatwo nawiązuje kontakt z otoczeniem. W jakimś sensie jest pewny siebie, swoich umiejętności, ale nie jest zarozumiały. Zmienił się odkąd trafił do NBA? - Dojrzał. NBA uczy pewnych standardów, pokory do własnych możliwości i umiejętności. To kształtuje charakter. Marcin nie stał się gwiazdą, w kontaktach z przyjaciółmi nadal jest taki, jaki był przed wyjazdem. Czym się interesuje oprócz koszykówki? Motoryzacja jest jego główną pasją? - Chyba faktycznie samochody to druga po koszykówce miłość Marcina. Od Dwighta Howarda zaraził się też strzelectwem. Lubi wyskoczyć na strzelnicę, to relaksuje po meczach czy treningach, podobnie jak paintball. Tak jak wielu innych graczy NBA lubi też gry komputerowe, słucha muzyki, ogląda filmy i często zagląda do internetu. Co sprawiło, że Marcinowi udało się w NBA? Przed nim byli Cezary Trybański i Maciej Lampe, ale żaden z nich kariery w tej lidze nie zrobił... - Marcin zawsze w życiu miał pod górkę, stąd u niego taka determinacja i wola walki. Bardzo ciężko pracuje na to, co ma. Ma także świetne warunki fizyczne i rzadko spotykaną u wysokich, białych zawodników motorykę. To pomogło mu na starcie. Ale stawiam na charakter i dążenie do osiągnięcia sukcesu. Zawsze powtarzał, że chce grać w NBA, i dopiął swego. Czy sukcesy Gortata na parkiecie przełożyły się na większe zainteresowanie jego osobą? - Zainteresowanie medialne jest ogromne. Marcin dołączył do czołówki polskich sportowców, takich jak Robert Kubica, Agnieszka Radwańska czy kiedyś Adam Małysz. Jako jedyny Polak gra w NBA i dobrze sobie radzi. To wywołuje zainteresowanie mediów. Wielu dziennikarzy piszących o koszykówce wychowało się w latach 90. na NBA, oglądając takie gwiazdy, jak Michael Jordan, Scottie Pippen czy Karl Malone. Dla nich sukces Marcina wiele znaczy. Posypały się też oferty od sponsorów? - Tak, są również oferty od sponsorów. Pracujemy nad pewną kampanią, dzięki której Marcin pojawi się na billboardach. Warto pamiętać, że dzięki jego osobie możemy promować koszykówkę, a sukces Marcina może przełożyć się na sukces całej dyscypliny. Z końcem sezonu wygasa kontrakt Marcina w Orlando. Sądzi pan, że powinien pozostać w klubie z Florydy? - Jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić, ale uważam, że stać go na grę w pierwszej piątce lub występy w granicach 20-25 minut w każdym spotkaniu. W tym kierunku powinien podążać. A jak będzie? O tym zadecyduje Marcin wraz z Guy'em Zuckerem, jego agentem do spraw sportowych. Na początku lipca zobaczymy, czy zostanie w Orlando, czy trafi do innego klubu. Rozmawiał: Dariusz Jaroń