- Legenda o Królaku, o jego wyczynach i wynikach sportowych, pozostanie. Odszedł tylko fizycznie. W nas, młodych ludziach, zaszczepił aby być wielkim kolarzem i wygrywać z najlepszymi na świecie - powiedział Szurkowski, trzykrotny mistrz świata - w 1973 roku w Montjuich pod Barceloną triumfował indywidualnie i drużynowo, zaś dwa lata później w Mettet (Belgia) w drużynówce. Stanisław Królak był pierwszym polskim zwycięzcą Wyścigu Pokoju (1956 rok), prestiżowej imprezy, przebiegającej po szosach Polski, Czechosłowacji i NRD. - W latach 50. jego sukces był dla ludzi czymś ogromnym, ważnym wydarzeniem. Każdy chciał być Królakiem. Pamiętam jako 10-letni chłopak rozmowy rodziców, osób starszych ode mnie o jego wyczynie. Podkreślali, że to Polak zwyciężył w wielkim wyścigu. Przy okazji warto przypomnieć nazwiska Mariana Więckowskiego czy Elka (Eligiusza) Grabowskiego. Dla nas, dzieciaków, to były ówczesne legendy. Miałem szczęście być później jakby ich młodszym kolegą - stwierdził Szurkowski, który czterokrotnie wygrywał Wyścig Pokoju (1970, 1971, 1973 i 1975). Po raz pierwszy Szurkowski triumfował w WP niemal dokładnie 39 lat temu, 26 maja 1970 roku. - Po powrocie do Warszawy spotkałem się z Królakiem, drugi raz w życiu. Był bohaterem narodowym. Zapamiętałem go jako bardzo silnego człowieka, i fizycznie, i z racji jego charakteru. Przyglądałem się każdemu jego ruchowi i starałem się naśladować. Jeśli chodzi o jego udział w kolarstwie po zakończeniu kariery, nie był on taki, jakiego byśmy sobie życzyli i jakie były potrzeby, ale inne obowiązki go w życiu pochłaniały. Ale kiedykolwiek się nie pojawił, zawsze towarzyszyło temu ogromne zainteresowanie - wspominał zmarłego zawodnika Szurkowski. Przez lata głośno było o słynnych pojedynkach na pompki od roweru w tunelach wjazdowych na stadiony, gdzie kończyły się poszczególne etapy wyścigów. - Całkiem niedawno rozmawiałem o tym z Królakiem. Chciałem wiedzieć od niego, jak to było naprawdę z biciem pompką przez niego. Jednoznacznie odparł: Chłopie, przecież ja nikogo nie uderzyłem - odparł. Tym samym tylko potwierdził moje przypuszczenia. Przy dużej szybkości, kiedy wjeżdża się na stadion, trzeba trzymać kierownicę i modlić się po cichu, aby nie wylecieć w powietrze. A co dopiero brać pompkę... Ale legenda utkwiła w ludziach, w ich wyobraźniach - stwierdził Szurkowski, wicemistrz olimpijski w drużynie z 1972 i 1976 roku.