Na początek gratulację! Spodziewała się Pani medalu w Oslo? Dziękuję bardzo! Oczywiście zawsze jadę na takie imprezy po medal. Nie ukrywam, że czekałam na to bardzo długo i cieszę się, że w końcu udało mi się zdobyć ten medal po wielu latach ciężkiej pracy, ale i wielu przeciwnościach, które miałam na mojej sportowej drodze. Nie pojechałam na igrzyska, ale postanowiłam sobie, że przygotuję się do mistrzostw świata i powalczę w Oslo o medal. To Pani życiowy wynik? To mój najważniejszy sukces. Wcześniej dwukrotnie przegrywałam walkę o brąz MŚ, ale zostałam pokonana i zajmowałam piąte miejsce. Obok kwalifikacji olimpijskiej do Rio to zdecydowanie moje największe osiągnięcie. Pani kariera przypomina sinusoidę, bowiem po wielkich sukcesach przychodziły chude lata. Musi Pani być bardzo uparta, skoro nadal jest Pani w sporcie. Wiele osób mówi, że jestem bardzo uparta i być może to ta cecha utrzymała mnie przy sporcie, kiedy miałam trudniejsze chwile. Będąc na topie, mając najwyższą formę, złapałam kontuzję i wypadłam na cały sezon. Odbudowałam się, wróciłam, a wiadomo, to długi proces. Zdobyłam medal mistrzostw Europy, byłam 5. na MŚ, ale przez głupotę doznałam kolejnej kontuzji. I znów rok przerwy, gonitwa przed igrzyskami, żeby załapać się do składu. Nie ukrywam, że były momenty zwątpienia, ale chyba przez mój twardy charakter i tę upartość pozostałam w zapasach i założyłam sobie, że jeszcze raz spróbuje. Przed mistrzostwami świata w Oslo zapowiedzi naszej żeńskiej kadry były odważne, a skończyło się tylko na jednym krążku. To rozczarowanie? Ja tego tak nie postrzegam. To są mistrzostwa świata, to ciężki turniej nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Trzeba utrzymać maksymalną koncentrację i wytrzymać presję związaną ze startem. Były inne szanse medalowe, dziewczyny pokazały się z dobrej strony, w niektórych walkach niewiele brakowało do zwycięstwa naszych reprezentantek. Moim zdaniem jeden medal to mimo wszystko sukces dla tej kadry, bo nie zawsze udaje nam się przywozić medale z największych imprez jak MŚ. Kolejne igrzyska za trzy lata. Myśli Pani o Paryżu? Oczywiście! Myślałam, że okres do igrzysk w Tokio będzie moim ostatnim i zacznę powoli swoją karierę wygaszać, ale z racji tego, że nie pojechałam do Japonii, a kolejne igrzyska są już tuż tuż, podejmę walkę, przygotuję się jak najlepiej i chcę powalczyć w Paryżu o medal. Patrząc na tę bliższą przyszłość, zobaczymy Panią w lidze zapaśniczej? Na razie nie mogę niczego obiecać. Sytuacja u mnie ciągle się zmienia. Nie ukrywam, że nie jest to dla mnie idealny okres, ale być może się w niej pojawię. A Pani zdaniem to dobry pomysł do promocji zapasów? Myślę, że tak. Forma drużynowa jest bardzo emocjonująca i dobrze byłoby to wykorzystać do promocji naszej dyscypliny w Polsce. Najważniejsze, to pokazywać nas jak najwięcej w mediach, bo to najlepsza droga do tego, aby wiele osób po pierwsze, zobaczyło jak wyglądają zapasy, a po drugie by zachęcić dzieci i młodzież do spróbowania swoich sił w tej dyscyplinie. Moment wydaje się znakomity, po olimpijskim medalu Michalika i złocie z MŚ Gadżijewa. Też tak uważam. Liczę, że po naszych sukcesie na MŚ, po medalu Tadka z Tokio, wywalczeniu tytułu mistrza świata przez Murada, będziemy bardzie zauważalni jako dyscyplina, jako znakomici sportowcy, nie tylko w naszym regionie i otoczeniu. A przypomnę, że to nie jedyne medalowe sukcesy naszych zapaśników, bo także reprezentacja zdobywała w tym roku medale w ME , młodzieżowych ME, a także medale w młodszych kategoriach wagowych. Mam nadzieję, że te sukcesy będą zachętą dla sponsorów do inwestycji w polskie zapasy Jak spędza Pani wolny czas? Moja dyscyplina jest bardzo wymagająca i chcąc zdobywać medale dużych imprez, musimy się jej w 100% poświęcić, więc tego wolnego czasu nie ma za wiele. Należę także do grupy żołnierzy Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, za co jestem wdzięczna i dumna, że mogę reprezentować nasz kraj nie tylko w zawodach cywilnych, ale i wojskowych. A pomiędzy obowiązkami sportowymi i służbowymi staram się spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Wykorzystuję ten moment na wspólne wypicie kawy, wspólne gotowanie, czy wspólne wieczorne leżakowanie przed telewizorem. Czyli zwykłe proste czynności życia codziennego, ale biorąc pod uwagę, że ciągle gdzieś się przemieszczam, ciągle pędzę, to właśnie tą prostotę najbardziej doceniam. Słyszałem, że jest Pani wielką fanką kąpieli w gorącej bani... i w przeręblu. O tak! Jak jestem w odwiedzinach u rodziców na Mazurach, to chętnie korzystamy z sauny, a po niej obowiązkowa kąpiel, jeśli jest lód, to w zimnej wodzie w przeręblu, a jeśli nie, to i tak kąpiel w jeziorze!