"Cristiano Ronaldo będzie kiedyś zapamiętany, jako najlepszy piłkarz w historii" - stwierdzenie Jorge'a Mendesa zdaje się być dowodem, że żyć z piłki i znać się na niej to dwie różne rzeczy. O ile słowa najpotężniejszego piłkarskiego menedżera potraktujemy merytorycznie, a nie wyłącznie promocyjnie. W końcu na przeprowadzce swojego najlepszego klienta z Manchesteru do Madrytu zarobił 10 mln euro. Kibice z Santiago Bernabeu stracili wczoraj cierpliwość do gry swojego idola. Dwa jego karygodne pudła kosztowały Real bardzo drogo. I to w meczu, który jak im obiecywano miał zmienić bieg historii. "Nie spodziewaliśmy się tej porażki" - słowa legendarnego Emilio Butragueno można potraktować jako wyznanie kibica. Kibica, który po 15 kolejnych zwycięstwach uwierzył, że budowany przez Jose Mourinho Real jest już gotowy na podbój świata. Kontrastuje z nimi wypowiedź Pepa Guardioli: "Spodziewaliśmy się, że będzie trudniej". Zapewne dotyczą one końcówki meczu, wtedy faktycznie goście panowali na Bernabeu niepodzielnie. We wspomnieniach trenera Barcy szybko zatarły się jednak obrazki z pierwszej części gry, kiedy po tym jak Victor Valdes sprezentował "Królewskim" gola, Andres Iniesta, Cesc Fabregas, a chwilami nawet Xavi Hernandez sprawiali wrażenie zagubionych i bezradnych. W tych ekstremalnych okolicznościach jeszcze raz objawił się geniusz Leo Messiego. Gdy drużyna była w tarapatach Argentyńczyk dopadł piłki na swojej połowie wykonując firmowy stalom między obrońcami. Z niego wziął się gol Alexisa Sancheza - punkt zwrotny meczu. Różnica między Messim i Ronaldo była wczoraj cztery razy większa niż przewaga Barcelony nad Realem. W drużynie Mourinho nikt nie zawiódł bardziej, niż jej lider. Po raz kolejny na tle zespołu Guardioli wyglądał na gracza wręcz prymitywnego. Zawiodła go nawet siła i skuteczność. Powinien zdobyć gola na 2-0 po podaniu Karima Benzemy, albo przynajmniej na 2-2 w 64. min. Jak można grać głową pokazał mu 11 cm niższy Cesc Fabregas już 60 sekund później. Co pozostało Mourinho? Powiedzieć, że czynnikiem decydującym było szczęście. Faktycznie miał go sporo Xavi Hernandez przy golu na 2-1. Byłoby jednak karygodnym nadużyciem twierdzić, że wczoraj na Bernabeu doszło do starcia dwóch absolutnie równych drużyn. Rafael Nadal wyszedł ze stadionu z ciężkim sercem. Tak jak większość fanów Realu dał się przekonać, że ulubiona drużyna zaczyna ocierać się o perfekcję. "To był cios w morale" - stwierdził. Mourinho nie ma takiego wrażenia. "Jeśli w Sewilli zdobędziemy punkt, znów będziemy liderem" - przypomina. Tyle, że kibice z Bernabeu oczekiwali na coś więcej. Czy mogą się czuć choć trochę lepiej niż 29 listopada 2010 roku po wizycie na Camp Nou, kiedy przegrali 0-5? Może odrobinę lepiej. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division