Najgorsza była pora audycji. Zaczynała się o 5.50, kończyła o 6.00. Z samego rana. Potem nadawane były "Sygnały dnia". Nie był to prime time, ale dzięki oryginalnemu stylowi Karol Hoffmann i towarzyszący mu przy fortepianie Franciszek Wasikowski stali się jednymi z najbardziej popularnych twórców audycji czasów PRL-u. Żartowano, że Warszawa ma "Kabaret Starszych Panów" Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, a Poznań - bo stamtąd nadawana była "Poranna gimnastyka" - Hoffmanna i Wasikowskiego. Panie chcą się podobać Od marca 1946 do lutego 1971 roku nagrali ponad siedem tysięcy audycji. Trafili nawet do filmu. Wystąpili w jednym z odcinków popularnego serialu "Wojna domowa". Polacy ich szczerze pokochali i... ćwiczyli. Zwłaszcza panie. - W skuteczność swojej gimnastyki wierzę przed wszystkim na podstawie listów, jakie otrzymuję od słuchaczy, a właściwie od pań. 80 procent listów pochodzi właśnie od pań. Im najbardziej zależy na tak zwanej linii. Chcą się podobać. Od początku świata tak jest - opowiadał Hoffmann w jednym z radiowych wywiadów. Przekleństwo Walerego Wątróbki Tylko ta pora... Skarżył się na nią najbardziej popularny wówczas "komentator" życia Polaków - Walery Wątróbka. "Oto Karol Hoffmann, którego pan Wątróbka oskarża, że leżąc w łóżku, podgrywa walczyka i jeszcze sztorcuje, żeby się uwijać" - mówił spiker Polskiej Kroniki Filmowej w materiale poświęconym audycji. Kim był Walery Wątróbka? Tę postać warszawskiego cwaniaczka omawiającego bieżące wydarzenia, stworzył Stefan "Wiech" Wiechecki, felietonista gazety "Express Wieczorny". Opinia tego fikcyjnego komentatora była równie ważna niż współczesnych celebrytów. Proszę stanąć obok otwartego okna Ćwiczenia były banalne. Przekaz - bardzo jasny. Po co komplikować tak prostą rzecz jak gimnastykę. Zajęcia umilała muzyka. "Przystępujemy do rozgrzewki porannej. Wykonanie u progu dnia kilku celowo dobranych ćwiczeń ruchowych to doskonały sposób na zachowanie sprawności mimo mijających lat. Proszę to wziąć pod uwagę i stanąć obok otwartego okna". "Klatka piersiowa ładnie uwypuklona. Cofnąć teraz lewą nogę do prawej i opuścić tą samą droga ramiona. dwa". "A teraz taki sam wykrok nogą prawą ze wznoszeniem ramion w górę. Trzy. Prawa do lewej i ramiona w dół. Cztery". "Proszę wysunąć lewą nogę w przód i jednocześnie unieść oba ramiona w łokciach wyprostowane. Raz!""Wznosząc ramiona, proszę wykonać wdech. Opuszczając ramiona, głęboko wypuszczamy powietrze z płuc.". Olimpijczyk z Berlina To działało. Hoffmann uwodził wiarygodnością, bo to przecież były sportowiec. I to nie byle jaki. Najpierw trenował lekką atletykę w Warcie Poznań. Później był jeszcze zawodnikiem AZS-u Poznań i KKS-u, przyszłego Lecha. Miał świetne możliwości. Elastyczny, skoczny, rozciągnięty, szybki. Trenerzy wybrali dla niego skoki. W przededniu igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku w trójskoku uzyskał rezultat 14,76. Pojechał na igrzyska. W trójskoki nie przeszedł kwalifikacji, ale wystartował jeszcze w skoku wzwyż. Zawiódł również samego siebie, skacząc tylko 1,70, dużo gorzej od własnego rekordu życiowego. Startował również w innych konkurencjach - rzucie dyskiem, pchnięciu kulą. Trenował również piłkę ręczną. Po zakończeniu kariery - nadal ćwicząc - stał się teoretykiem sportu. Był kierownikiem zakładu lekkiej atletyki w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w Poznaniu, późniejszym AWF-ie. Pisał książki. Był też trenerem. Pracował z kadrą Polski, słynnym Wunderteamem stworzonym przez Jana Mulaka. Nagła śmierć Dowodem na jego fizyczne zdolności była ucieczka z transportu więźniów, których Niemcy wieźli do obozu jenieckiego na początku II wojny światowej. Hoffmann zdecydował się na nią jako jedyny. Zachował się niczym komandos, kaskader. Wyskoczył z jadącego ze sporą prędkością pociągu. Nic mu się nie stało. Był tytanem pracy. Harował jak wół. Audycję nagrywali nieraz cały dzień, często nocowali w studiu radiowym. 28 lutego 1971 roku Hoffmann i Wasikowski przygotowali jubileuszową audycję na 25-lecie jej istnienia. Nagrali ją. Wszystko było gotowe do emisji. Nie doczekał jej. Zmarł w nocy. Miał 58 lat. W jego zastępstwie audycję prowadził później lokalny dziennikarz Lech Erdmann, a później także Włodzimierz Szaranowicz. Olgierd Kwiatkowski