U siebie płocczanie przegrali 24:36. W niedzielę w kilońskiej Sparkassen Arena (początek godz. 17.30) Nafciarze będą chcieli zrealizować inny scenariusz. Szczypiorniści Orlenu nie chcą wracać do środowego, pierwszego meczu w Top 16. "W szatni nawet nie rozmawialiśmy, nie chcieliśmy rozdrapywać świeżej rany. W czwartek już było lepiej, zgodnie uznaliśmy, że powinna być mniejsza różnica goli. - Zgodnie z tym, czego należało się spodziewać, w takim spotkaniu trzeba być wyjątkowo skoncentrowanym, nie można sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Tymczasem my graliśmy skutecznie tylko na początku spotkania, a potem coś się w nas zacięło. Tuż po przerwie, przespaliśmy początek, mieliśmy jakąś niemoc, z którą nie potrafiliśmy sobie poradzić. Wykorzystali to przeciwnicy i po dwóch minutach prowadzili już pięcioma golami. Takiej różnicy nie mogliśmy zniwelować. A szkoda, bo w pierwszej połowie, to my nadawaliśmy ton grze, dopiero potem coś się zacięło" - tłumaczył skrzydłowy Wisły. Mecz 1/8 finału LM w Płocku był historycznym wydarzeniem w dziejach klubu. Spotkanie w Kilonii będzie najprawdopodobniej ostatnim w prestiżowych rozgrywkach. Co prawda rywale kurtuazyjnie wypowiadali się o szansach Wisły na awans, ale raczej trudno przypuszczać, że jest on możliwy. Trener Alfred Gislason apelował do swoich podopiecznych, że muszą się wysilić, by awansować dalej, zaś lider rywali Filip Jicha zapewniał, że sprawa końcowego wyniku będzie otwarta do ostatniego gwizdka sędziów. W Płocku takich optymistów nie ma. Nawet prezes klubu Andrzej Miszczyński zauważył, że różnica w kalibrze dział obu drużyn była zbyt duża. Wtórował mu prezydent miasta Andrzej Nowakowski pocieszając się, że Wisła zostanie wyeliminowana przez Barcelonę piłki ręcznej. Zawodnicy Wisły obiecują, że zrobią wszystko, by zatrzeć kiepskie wrażenie po pierwszym meczu. Gdyby wszyscy zagrali na poziomie prezentowanym przez bramkarza Marcina Wicharego, Christiana Spanne i Adama Wiśniewskiego, wynik mógłby być korzystniejszy, a pożegnanie Wisły z Ligą Mistrzów łagodniejsze. Jest jeszcze jeden, bardzo poważny problem, który może mieć wpływ, może nie na wynik meczu w Kilonii, ale na dalszy los drużyny. Zarząd klubu chciał przedłużyć kontrakt z obecnym trenerem Larsem Waltherem, ale Rada Nadzorcza, na swoim posiedzeniu, na którym większość mieli przedstawiciele PKN Orlen, postawiła veto. Zdesperowany prezes poprosił o zwołanie Zgromadzenia Wspólników. Efektem było wyrażenie zgody na przedłużenie kontraktu z trenerem na najbliższe dwa lata. Wszystko wskazuje na to, że dokumenty zostaną podpisane po powrocie zespołu z Kilonii.