INTERIA.PL; Spotkanie Wisły z APOEL-em nie zachwyciło pana? Kamil Kosowski: Rzeczywiście mecz nie był ciekawy. Było dużo walki, odbiorów, przesuwania się formacji. APOEL przyjechał do Krakowa, aby nie stracić gola. Oczywiście starali się też coś strzelić, więc chwała wiślakom, że na to im nie pozwolili. Bardzo dobrze, że udało się zdobyć choć jedną bramkę. Brawa dla Patryka, choć oceniając jego grę mam mieszane uczucia. Parząc na cały mecz, to próbował, próbował i nic mu nie wychodziło. Tylko ta jedna akcja, która może i - mam nadzieję, że tak się stanie - zadecyduje o tym, że Wisła wejdzie do Ligi Mistrzów. Przez pierwsze 20 minut wydawało się, że APOEL zupełnie zdominował Wisłę, potem dopiero gra się wyrównała. - Tak samo będzie w Nikozji, tylko rzucą się z jeszcze większym animuszem. To będzie bardzo ciężki mecz. Warunki pogodowe i atmosfera na trybunach na pewno nie będzie sprzyjać wiślakom. Zagrają jeszcze szybciej i jeszcze bardziej do przodu. Czy styl gry APOEL-u zmienił się w porównaniu do tego sprzed dwóch lat, gdy pan był piłkarzem tego zespołu? - Wydaje mi się, że ich gra jest teraz bardziej wyważona. Bardziej grają wszerz niż do przodu, ale skoro przynosi efekty, to widocznie tak być musi. Nikt nie mógł sobie pozwolić na indywidualne wybryki, a nawet po stracie gola widziałem, że trener uspokajał drużynę, aby się nie przypalała i spokojnie szukała szansy na zdobycie gola. Wisła bardzo kiepsko rozgrywała rzuty rożne. To chyba wymaga poprawy? - Zdecydowanie. Było tych rzutów rożnych kilka i wszystkie zostały zmarnowane przez krótkie rozegranie. A przecież można było wykorzystać Genkowa, który bardzo dobrze gra głową. W tym meczu był przydatny w walce o górne piłki, ale tylko w defensywie. Czy nie zaskoczyła pana trochę, że Wisła po stracie gola, a było do końca meczu jeszcze 20 minut, tak głęboko się cofnęła i już tylko broniła wyniku? - Takie było pewnie założenie taktyczne trenera Maaskanta. Jeśli to ma dać Ligę Mistrzów, to tylko bić brawo. Mam nadzieję, że tak będzie. Wisła Maaskanta gra zupełnie inaczej niż za pańskich czasów? - Rzeczywiście grają bardziej wyrachowany futbol. Nam się nie udało awansować do Ligi Mistrzów, choć graliśmy z większym polotem, inwencją. Wspomniał pan już, że Patryk Małecki nie zachwycił w tym meczu, a jak ocenia pan pozostałych piłkarzy Wisły? - Patryk gra zdecydowanie poniżej swoich możliwości i to od dłuższego czasu. Potrafi znacznie więcej i on sam o tym wie. Strzelił bardzo ważną bramkę, mam nadzieję, że był to dla niego taki gol na przełamanie. A jeśli chodzi o ocenę piłkarzy Wisły, to trzeba ich wszystkich pochwalić, bo wykonywali założenia taktyczne trenera, nie wysuwali się przed szereg. Ja osobiście chciałbym wyróżnić Nuneza. Wykonał kawał dobrej roboty, no jeszcze ta asysta. Przed pierwszym meczem, jak zdecydowana większość ekspertów, oceniła pan szanse obydwu zespołów po 50 procent. Czy to spotkanie coś zmieniło? - Gdyby było 0-0, to szanse dla APOEL-u wzrosłyby u mnie do 70 procent. Wisła teraz ma jednobramkową zaliczkę, ale jak pamiętamy przed dwoma laty APOEL też przegrał w Kopenhadze 0-1, a w Nikozji już po sześciu minut straty zostały odrobione. Mam nadzieję, że tym razem historia się nie powtórzy. Rozmawiał w Krakowie Grzegorz Wojtowicz