"Po dogonieniu i pozostawieniu w tyle Petry Majdic, w pewnym momencie zobaczyłam plecy Kowalczyk. Dostałam zastrzyk energii oraz inspirację do walki. Poczułam, że jestem w stanie wygrać Tour de Ski i z tą myślą przespałam się" - powiedziała dziennikarzom. Odnosząc się do czwartkowego biegu, w rozmowie z reporterem szwedzkiej telewizji SVT przyznała, że wpadła w świetny rytm, miała znakomicie przygotowane narty i nie czuła się zbytnio zmęczona. "Goniąc Kowalczyk razem z Arianną Folis i Marianną Longą biegłyśmy bardzo równo, lecz Włoszki pod koniec nie chciały objąć prowadzenia; w rezultacie wyprzedziły mnie na finiszu" - zaznaczyła mistrzyni olimpijska z Vancouver na 10 km stylem dowolnym. Podkreśliła, że jest zadowolona z występu, gdyż startując ze stratą minuty i ośmiu sekund do Kowalczyk, zmniejszyła przewagę do 39,5 sekundy. Piątek jest dniem przerwy w zawodach. W sobotę odbędzie się bieg na 10 km techniką klasyczną (mężczyźni mają 20 km), a w niedzielę na koniec rywalizacji - 9 km techniką dowolną na dochodzenie dla wszystkich. "Przedostatni etap będzie stylem klasycznym, który mi mniej odpowiada niż dowolny, lecz na trasie będą lotne premie sekundowe, które mogą się okazać decydujące. Jeżeli ich nie zdobędę w sobotę, to w niedzielę będzie mi już trudno odrobić stratę" - przyznała triumfatorka Tour de Ski w sezonie 2007/2008. Kalla zajmuje obecnie czwartą pozycję w klasyfikacji generalnej TdS tracąc 39,5 sekundy do Kowalczyk, 6,1 sekundy do Longi na trzecim miejscu i 11,8 sekundy do drugiej Folis. Zdaniem Szwedki, Polka jest już nieco zmęczona i ... "wszystko staje się jeszcze możliwe. Sprawa, kto wygra tour, nieoczekiwanie stała się bardzo otwarta. Będę walczyć do końca lecz teraz to już nie będzie tylko walka z Kowalczyk lecz jeszcze z Folis i Longą".