Kowalczyk drogę do Kanady obrała poprzez starty w Pucharze Świata i prestiżowym cyklu Tour de Ski. Wielu było sceptyków, czy tak morderczy sezon startowy nie odbije się na formie dwukrotnej mistrzyni świata. Ona i jej trener Aleksander Wierietielny odpowiadali: "celem są igrzyska. Wszystko, co robimy jest świadome i skierowane na jedno - medale w olimpiadzie". Kalla odpuściła. Całkowicie zrezygnowała z udziału w Tour de Ski i często nie zjawiała się także na zawodach Pucharu Świata. Podkreślała, że chce w spokoju skupić się na treningach, a do wszystkich startów podchodzi jak do sprawdzianów. Taktyka odmienna. Efekty także. Jedna różnica - Szwedka jest specjalistką od dystansu 10 km techniką dowolną, Polka właśnie tę konkurencję najmniej lubi. - Każdy robi swoją pracę. Nie wiem co moje rywalki robiły latem czy jesienią. Ich trenerzy uważają, że zrobili dobrą robotę. Każda z nas chciała wygrać i nie mnie jest oceniać czyjąś pracę i warsztat szkoleniowy. Skoro jednak zdobyła medal, to chyba taktyka okazała się trafna - skomentowała pochodząca z Kasiny Wielkiej zawodniczka. Obie do kolejnych startów podchodzą z optymizmem. Kowalczyk z umiarkowanym, Kalla z euforycznym. Wierietielny powtarza, że jego podopieczna jest znakomicie przygotowana, a w poniedziałek nie liczyli na wyższe lokaty. 22-letnia Kalla nie chce poprzestać na jednym krążku. Szwedzkie media z kolei na szyi swojej zawodniczki wieszają tylko złote medale. "Jest bardzo mocna. Może wygrać wszystko" - skomentował jeden z dziennikarzy. Kolejny start biegaczki zaplanowany mają na środę. O godz. 19.15 rozpoczną rywalizację w sprincie.