Starcie dwóch wielkich piłkarskich ego, było raczej trudne do uniknięcia:, jeśli nie na boisku, to przynajmniej w mediach. Jakiś rodzaj rywalizacji między Kaką i Ronaldo zaczął się już od bizantyjskich prezentacji zorganizowanych mega gwiazdom przez Florentino Pereza. Na oficjalne wprowadzenie na Santiago Bernabeu Kaki (w towarzystwie Pelego) zjawiło się jednak mniej kibiców, niż na odpowiednią uroczystość z Ronaldo, na którą zaproszono Eusebio. Obie były medialnym sukcesem. Podobno nastolatki, które witają "superprodukcję II" we wszystkich zakątkach Hiszpanii i świata wrzeszczą tak samo głośno na widok żonatego Kaki i niestroniącego od skandalizujących uciech wyżelowanego kawalera. To wszystko znaczenie ma trzeciorzędne. Jestem jednak pewien, że w Madrycie jest ktoś, kto dyskretnie czuwa nad tym, by piłkarze sprowadzeni za 160 mln euro, nie rywalizowali ze sobą, lecz współpracowali. Czy to kapitan Raul, czy trener Manuel Pellegrini, czy dyrektor Jorge Valdano, oby tylko nie Guti, który ma raczej właściwość skłócania wszystkich ze wszystkimi. Od porównań, przynajmniej w mediach i na trybunach Santiago Bernabeu się jednak nie ucieknie. Na początku Kaka był trochę w cieniu Ronaldo, na Portugalczyka wydano więcej, on stał się najdroższym graczem świata, to jego transfer dał impuls do dyskusji Platiniemu, biskupowi Barcelony i dziennikarzowi "L'Osservatore Romano" nad niemoralnością kwot płaconych za specjalistów od tak prostej czynności jak kopanie piłki. Potem na wierzchu było Kaki, który grał lepiej w sparingach, gdy Portugalczyk nie potrafił udźwignąć odpowiedzialności łączącej się ze stumilionowym transferem. Podczas ostatniego wyjazdu do kadry Kaka poprosił Carlosa Dungę, by zwolnił go po meczu z Argentyną (w kolejnym nie mógł zagrać za kartki, ale mógł pobyć w domu, lub świętować awans z kolegami). Spieszył się do Madrytu, by potrenować z zespołem. Zostało to przyjęte w klubie, jako dowód profesjonalizmu i oddania nowym barwom. Kaka zyskał na tym dużo, Brazylia nie straciła, bo wygrała bez niego mając już zresztą w kieszeni awans. Tymczasem Ronaldo i Portugalii na mundialu w RPA może zabraknąć. Portugalczyk nie wszedł w sezon prawą nogą, ale nie zmienia to faktu, że swoimi golami on rozstrzygał kolejne mecze królewskich. Zdobył ich w sześciu spotkaniach aż siedem. Byłoby pewnie i ósmy, gdyby w Villarreal sam postanowił wykonać jedenastkę (jest pierwszy w kolejce), ale pozwolił zrobić to Kace, który do tamtej chwili bramki dla Realu jeszcze nie strzelił. W ostatnim, z pozoru nieistotnym spotkaniu z Tenerife na Santiago Bernabeu wszyscy mieli się jednak przekonać, jaką rolę spełnia w drużynie Brazylijczyk. Stosujący rotację Manuel Pellegrini zostawił Kakę na ławce, a bez niego drużyna zagrała najgorsze w sezonie 45 minut. Wystarczyło wejście Kaki, by dwie minuty później do bramki trafił Benzema. Sam Brazylijczyk zdobył gola na 3:0, tymczasem Ronaldo został zdjęty z boiska w 80. minucie i nie próbował nawet ukryć jak bardzo jest z tego powodu wściekły. Od niedzieli wszystkie hiszpańskie gazety rozpisują się o tym, że Brazylijczyk jest w drużynie niezastąpiony. "Rotacje owszem, ale Kaka ma być na boisku zawsze" - napisała "Marca". Nic, więc dziwnego, że porównanie z Ronaldo w tym dzienniku, Brazylijczyk wygrał tak zdecydowanie. Czas pokaże, czy to będzie wielka współpraca, czy rywalizacja. Na razie wynika z niej dla drużyny sporo dobrego: jak nie jeden, to drugi rozstrzyga mecze. Kibice mają, o czym dyskutować, prasa pisać, choć z pozoru bardziej logiczne byłoby porównywanie Ronaldo do Messiego, czy Zlatana Ibrahimovicia, a Kaki do Xaviego, bądź Iniesty (właśnie wraca do gry po kontuzji w finale Ligi Mistrzów). Na razie media z Madrytu wolą się jednak dusić we własnym sosie. INTERESUJESZ SIĘ FUTBOLEM? PODYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM!