PAP: Czy tegoroczny sezon startowy był najtrudniejszym w pańskiej karierze? Kajetan Kajetanowicz: - Na pewno był najbardziej wymagający nie tylko dla mnie, ale dla całego zespołu. Po raz pierwszy ścigaliśmy się bowiem poza Europą, byliśmy w Ameryce Południowej. To było ogromne wyzwanie logistyczne. Dla mnie osobiście to też było największe wyzwanie w karierze, bowiem walczyłem z najszybszymi kierowcami globu, poznawałem mistrzostwa świata. Czyli można też uznać, że był to rok nauki? - Oczywiście, ale koniecznie trzeba dodać, że nauki... ekspresowej. Myślę, że ja sam jako zawodnik i cały zespół zdaliśmy ten trudny egzamin, choć nie obyło się bez problemów. Najwięcej dostarczyły nam "podręczniki", czyli samochody, gdy z różnych powodów trzeba było je zmieniać... Drugie miejsce w WRC2 w pełni satysfakcjonuje trzykrotnego mistrza Europy? - Zdecydowanie tak, bo to nasz pierwszy pełny sezon w WRC2. Rok temu przejechaliśmy w tym cyklu tylko cztery rajdy, a w tym od początku sezonu już byliśmy bardzo konkurencyjni. Pięć razy stanęliśmy na podium, w tym raz wygraliśmy. Jesteśmy drugą załogą w WRC2, a są to mistrzostwa świata, gdzie jeżdżą najlepsi. To wyniki jak ze snów, które są tym bardziej trudne do osiągnięcia, gdy jedzie się pełny sezon po raz pierwszy. Debiutanci przeważnie są skazani na porażkę, a my przekroczyliśmy swoje oczekiwania, wydaje się, że kibiców również. Jakie mieliście plany i założenia przez pierwszym startem? - Stawialiśmy zdecydowaliśmy na... rozsądek. Głównym celem było przede wszystkim dojeżdżanie do mety i zajmowanie punktowanych lokat w każdym rajdzie. Ale także zdobywanie doświadczenia w mistrzostwach świata, które są zdecydowanie inne niż rywalizacja w Europie. Który ze startów był najtrudniejszy? - Oczywiście Argentyna, gdzie musieliśmy się wycofać ze względów technicznych. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu, choć wiedzieliśmy, że możemy walczyć tam o zwycięstwo. Z takich samych powodów nie zaliczam do udanych Rajdu Walii, w którym również trapiły nas awarie. Pozostałe były już bardziej udane? - Były, jak na debiutantów, wyśmienite. Pierwszym była Korsyka, gdzie zajęliśmy trzecie miejsce. To było nasze pierwsze podium w mistrzostwach świata. Uczucie nie do opisania. Najlepszym startem była oczywiście Turcja, gdzie byliśmy najszybsi w swojej klasie. Na trasie leżały potężne kamienie, drogi były w bardzo złym stanie. Pojechaliśmy z chłodną głową, rozsądnie, zwycięstwo smakowało jak nigdy wcześniej. W Ameryce Południowej zawiódł sprzęt. W Argentynie byliście liderami i trzeba było się wycofać, a w Chile start w ogóle nie doszedł do skutku, bo Polo GTi R5 nie zostało naprawione. - W Argentynie początkowo rzeczywiście wszystko układało się świetnie, prowadziliśmy w rajdzie. Niestety doszło do awarii, a producent auta nie dał nam gwarancji, że zostanie ona usunięta do startu w Chile. Dlatego się wycofaliśmy. To były trudne chwile i trudne decyzje, jednak z perspektywy czasu widzę, że dobrze poradziliśmy sobie w tej sytuacji. Po tych przygodach zmieniliście Volkswagena na Skodę R5 i wyniki się poprawiły. - Zmiana auta była konieczna. Rajdy to także sztuka improwizacji, trzeba być gotowym na niespodzianki. Skodą wystartowaliśmy na Sardynii i w Turcji, gdzie nie miałem czasu na naukę nowego auta. W pierwszej z imprez byliśmy drudzy, a w Turcji sięgnęliśmy po zwycięstwo. Ale w Polo GTi trzykrotnie także stanęliśmy na podium. Teraz już wiem, że jestem w stanie walczyć o zwycięstwa w różnych samochodach. Jakie są podstawowe różnice, oprócz terytorialnych, między mistrzostwami Europy (ERC) i świata (WRC2). - Mistrzostwa Europy są na bardzo wysokim poziomie. Spędziłem w tym cyklu kilka sezonów, znam rajdy, znam konkurentów. Wywalczenie trzech tytułów było ogromnym sukcesem, ale WRC2 to zupełnie inna liga. To najtrudniejsze i najdłuższe rajdy na świecie. Auta R5, choć są bardzo wytrzymałe, czasami także się psują. Dlatego nie zawsze można jechać z gazem wciśniętym w podłogę. Dochodzi element taktyki - trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Różnice między tymi dwoma cyklami widać też w logistyce. WRC to nie tylko Europa, ale też Ameryka, Azja czy Australia. Samo dostarczenie samochodu na rajd to już o wiele większe wyzwanie. Różnice, mniejsze czy większe, widać na każdym kroku. Największa to oczywiście budżet, który musi być znacznie większy. Czy były szanse na zwycięstwo w WRC2? Tytuł wspólnie z Maciejem Szczepaniakiem przegraliście minimalnie... - Mistrzami świata mogliśmy być już w tym roku, ale mieliśmy pecha w Argentynie i Chile. Tam straciliśmy punkty na wagę tytułu. W tym sporcie praktycznie każdy zawodnik ma problemy w trakcie sezonu. Nie da się wszystkich przewidzieć. Loteryjność jest stałym elementem rajdów. Mimo to osiągnęliśmy naprawdę bardzo dużo. Mam nadzieję, że zdobyte doświadczenie zaprocentuje za rok. Konkurencja jest coraz silniejsza i chyba coraz... młodsza. Czy trzeba się jej obawiać? - W rajdach, ale nie tylko, bo również w Formule 1, widać, że w stawce są coraz młodsi kierowcy, którzy nie przyjeżdżają po naukę, ale żeby wygrywać. Tegorocznym mistrzem świata w WRC2 Pro został 19-letni Fin Kalle Rovanpera. W WRC2 również nie brakowało młodych kierowców, przecież zwycięzca Francuz Pierre Loubet ma zaledwie 22 lata. Mimo młodego wieku, to już doświadczeni zawodnicy, za którymi stoją wielcy sponsorzy i fabryczne zespoły, które dbają o ich rozwój. Jak wyglądają pana nadzieje na przejście do WRC w następnym sezonie? - Przejście do WRC, czyli królewskiej, najwyższej klasy rajdowych mistrzostw świata, jest arcytrudne. Przede wszystkim ścigają się tam ekipy fabryczne dysponujące ogromnymi budżetami. Obecnie wchodzenie do WRC, jako prywatny zespół, nie ma większego sensu. Żeby walczyć o zwycięstwo, trzeba mieć auto na najwyższym poziomie, tu nie ma miejsca na kompromisy, zwłaszcza te finansowe. Koszty są niebotyczne. Ale starty w WRC2 są także bardzo drogie i również trzeba dysponować świetnym samochodem. To jest jednak właśnie kategoria, w której zawodnicy prywatnych zespołów, jak ja, mogą ze sobą rywalizować na w miarę równym poziomie. Prywatny zespół WRC w starciu z fabrycznymi ekipami nie ma żadnych szans. Ale zakończenia kariery pan nie rozważa? - Jestem w takiej sytuacji, że naprawdę nie mogę narzekać. Od wielu lat mam wspaniałych partnerów, dzięki którym zdobywaliśmy tytułu mistrzowskie w Polsce, w Europie, a teraz możemy ścigać się w mistrzostwach świata. W tym roku mieliśmy budżet na przejechanie całego sezonu, za co dziękuję. Obecnie trwają rozmowy o kolejnym sezonie. Na pewno chcę jeszcze jeździć!. Choć nie jestem już młodym zawodnikiem, to chyba widać, że wciąż mogę walczyć o tytuły i to na arenie światowej. To potężna dawka motywacji dla mnie i całego zespołu. Czuję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i że możemy zrobić więcej. O rajdowej emeryturze będzie jeszcze czas pomyśleć... A już 7 grudnia kolejny start LOTOS Rally Team, tym razem w kraju - 57. Rajd Barbórka. To zawsze wielkie emocja i wielka przyjemność. Rozmawiał: Wojciech Harenda