W grudniu ubiegłego roku podczas drugiego dnia zgrupowania we włoskim Livigno zawodniczka poczuła ból w barku. Nie przeczuwała, że może być to poważniejszy problem. "Na siłowni robiłam ćwiczenia na poręczach i nagle usłyszałam trzask w barku, coś też poczułam. Myślałam, że może mi tylko coś się przestawiło albo przeskoczyło. Potem jednak zaczęło się... Przez trzy tygodnie na obozie nie przespałam ani jednej całej nocy, drętwiała mi ręka. Starałam się jakoś funkcjonować, jeździłam na nartach, ale problemem było dla mnie rozebranie się" - powiedziała PAP. Po powrocie do kraju kajakarka zrobiła badanie rezonansem magnetycznym. Pierwsza diagnoza była bardzo niepokojąca - całkowite zerwanie ścięgna. "W tym momencie jedyną rzeczą, którą mogłam zrobić, to poddać się operacji. Jak się o tym dowiedziałam, to przez dwa tygodnie było mi bardzo ciężko, psychicznie trochę +klękłam+. Praktycznie oznaczało to sezon z głowy. Na szczęście mam przy sobie świetne fizjoterapeutki - Ewelinę Wnuk i Monikę Adamską, które stwierdziły, że coś musi być nie tak z tą diagnozą, skoro jeszcze ruszam ręką" - opowiadała wicemistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro. Kajakarka nawiązała kontakt z Polskim Komitetem Olimpijskim, który skierował ją na powtórne badanie rezonansem z kontrastem w Warszawie. "Okazało się, że mam takie dość dziwne uszkodzenie ścięgna, które na szczęście jest +tylko+ prawie zerwane" - wyjaśniła. Operacja okazała się niekonieczna. Walczykiewicz kilka dni temu przeszła w Warszawie zabieg polegający na pobraniu komórek macierzystych, które następnie zostały wstrzyknięte w miejsce wymagające regeneracji. Ubiegłoroczna mistrzyni Europy uważa, że kontuzja nie powinna w znaczący sposób wpłynąć na jej przygotowania do sezonu. "W Livigno wykonałam prawie całą pracę poza kilkoma ćwiczeniami na siłowni, które zastąpiliśmy innymi. W styczniu przepracowałam tylko 10 dni, ale spokojnie, to dopiero początek roku, nie ma jeszcze tragedii. Teraz przez dwa-trzy tygodnie muszę wstrzymać się z obciążeniami tej ręki, ale mogę biegać czy jeździć na rowerze. Jedno jest pewne, potrzebuję stałej opieki fizjoterapeutów, którzy będą mi na bieżąco rozluźniać ten bark" - tłumaczyła. Walczykiewicz jest kolejnym przykładem sportowca, gdzie hasło "sport to zdrowie" nijak ma się do rzeczywistości. "22 lata w kajakach, 12-13 lat treningów na bardzo wysokim poziomie teraz wychodzi... Weźmy sobie 22-letni samochód - bez naprawy ani rusz. Weźmy sobie sportowe 22-letnie auto.... no chyba takie już nie jeżdżą. Jak lekarz spojrzał na wyniki badań rezonansem to stwierdził, że niemożliwe jest bym w takim wieku miała stany zwyrodnieniowe obojczyka, bo to jest przypadłość starszych osób. Wyczynowy sport niewiele ma wspólnego ze zdrowiem i miało prawo coś tam się popsuć. Ja ambicje mam bardzo duże, ale zdrowia się nie oszuka. Dajcie mi zdrowie, a resztę sam sobie zrobię" - przyznała z uśmiechem. Pod koniec lutego kajakarka chciałaby dołączyć do reszty kadry, która obecnie przebywa na zgrupowaniu w Portugalii. Rok przedolimpijski jest niezwykle ważny dla niemal wszystkich sportowców, marzących o występie na igrzyskach. Kajakarze i kanadyjkarze o przepustki do Tokio będą walczyć na mistrzostwach świata, które w sierpniu odbędą się w węgierskim Szegedzie. "W Portugalii chciałabym już pływać na wodzie. Dwa lata temu też miałam kontuzję, zaczęłam przygotowania w marcu i nie było najgorzej, choć sezon zakończyłam bez medalu. Te najbliższe półtora roku mogą być dla mnie trudne, ale skupiam się przede wszystkim na tym sezonie. O Tokio na razie nie myślę, chciałabym najpierw na mistrzostwach świata wywalczyć kwalifikacje olimpijską dla naszego kraju. W mojej konkurencji, jedynce na 200 m, osiem najlepszych osad zapewni sobie start na igrzyskach. Od 2009 roku nie zdarzyło mi się zająć miejsca poza pierwsza ósemką. Mam nadzieję, że dalej tak będzie" - podsumowała 31-letnia reprezentantka Polski. autor: Marcin Pawlicki