Ten mecz był anonsowany jako hit 7. kolejki Ekstraligi. W stolicy Małopolski trzecia drużyna obecnych rozgrywek - Juvenia podejmowała wicelidera Ogniwo Sopot, czyli aktualnego mistrza Polski. Naturalnie wóz transmisyjny stacji Polsat Sport, która od tego sezonu (po raz pierwszy!) rozpoczęła na antenie PS Fight regularne pokazywanie rozgrywek ligowych, relacjonując na żywo najciekawszy mecz każdej serii gier, zaparkował na Błoniach 7. Telewizja absolutnie nie miała prawa żałować tej decyzji, bo starcie obu "piętnastek" było możliwie najlepszą reklamą rugby. Zawodnicy stworzyli kapitalne widowisko, dbając o to, aby od pierwszej do ostatniej minuty kwestia zwycięstwa pozostawała sprawą otwartą. Do tego techniczne rozwiązania wielu akcji oraz indywidualne popisy najlepszych zawodników, wzbudzały aplauz wśród około 1000 kibiców. Najpierw mistrzowie Polski, jakby właściwie na dużym luzie, zaaplikowali gospodarzom piętnaście punktów i mogli uwierzyć, że taką przewagę - bazując na doświadczeniu i przewadze warunków fizycznych w formacji młyna - już da się doholować do końca. Jednak krakowianie, co po meczu przyznał kapitan Bartłomiej Janeczko, ani przez moment nie zwątpili i w wielkim stylu przystąpili do odrabiania strat. Do przerwy przegrywali już tylko 13:15, a po zmianie stron jeszcze bardziej podkręcili tempo i w porywającym stylu zaczęli przechylać szalę na swoją stronę. Podrażnieni sopocianie w ostatnich minutach jeszcze próbowali odgryźć się gospodarzom, ale ostatnie słowo i tak należało do zionącego ogniem zespołu "Smoków", który przypieczętował wygraną 36:22. Łezka w oku zakręciła się wielu osobom, które doskonale pamiętają nie tak dawną historię pojedynków krakowian z "Mewami". Jeszcze kilka sezonów temu układ sił był diametralny inny i obie drużyny między sobą zaciekle walczyły o byt w najwyższej klasie rozgrywek, a innym razem o powrót do elity. Pamiętny był zwłaszcza bój w sezonie 2010/11, gdy występujące nieprzerwanie od 1984 do 2011 roku w ekstralidze Ogniwo musiało przełknąć gorycz spadku, przegrywając w barażu o utrzymanie właśnie z Juvenią. Zemsta sopocian miała bardzo słodki smak w 2013 roku, gdy zdołali wrócić do grona najlepszych zespołów, pokonując w finałowym dwumeczu klub z... Krakowa. Ostatnie sezony to już pasmo sukcesów ekipy znad Bałtyku. W 2017 i 2018 roku klub cieszył się z wicemistrzostwa kraju, a ukoronowaniem drogi na szczyt było sięgnięcie po złoty medal w minionym sezonie. Na dziesiąty w swojej kolekcji tytuł mistrza Polski Ogniwo czekało od 2003 roku. Co takiego stało się w ciągu kilku ostatnich lat, że również krakowska Juvenia jest na kursie tak niezwykłej metamorfozy? Najprościej byłoby powiedzieć: wszystko lub... prawie wszystko. Jednak zdaniem trenera zespołu Konrada Jarosza, który przez wiele lat był jednym z grających liderów drużyny i przechodził z kolegami przez najtrudniejsze momenty w najnowszych dziejach klubu, podwaliny pod obecną kondycję dziarskiego 113-latka (RzKS Juvenia jest rówieśnikiem Wisły i Cracovii) położono w gabinecie przestawieniem wajchy. - Ogniwo i Juvenia zaczęły przebudowę tak naprawdę nie od zespołów. Fundamenty pod budowę drużyny muszą stworzyć się w strukturach klubu, co tutaj nastąpiło, bo pojawili się odpowiedni ludzie na odpowiednim miejscu. Dopiero wtedy sens zaczęło mieć inwestowanie w nowych zawodników oraz w szkolenie wychowanków. Jednak pierwszym krokiem była właściwa struktura klubu, czyli umiejętne zarządzanie - mówi Interii były kapitan "Smoków" oraz wielokrotny reprezentant Polski. Dopływ świeżej krwi to pojawienie się w strukturach niedawnych rugbistów, którzy po zakończeniu przygody z grą jajowatą piłką cały czas byli blisko klubu. Niektórzy już wcześniej weszli do zarządu, aż w końcu utworzyli obecne kierownictwo i wzięli sprawy w swoje ręce. Całość nieprzerwanie spina osoba prezesa Leszka Samela, choć on sam przyznaje, że obecnie pełni już bardziej funkcję reprezentacyjną, mając u swojego boku tak kompetentnych ludzi. Nowe otwarcie w Juvenii pociągnęło za sobą kolejne decyzje. A wśród nich tą najważniejszą, mającą przełożenie na obecne wyniki, po części wynikającą z prostej logiki: jeśli nie możemy sobie pozwolić na duże transfery gotówkowe i nie stać nas, aby ściągać do Krakowa tych bardziej wyróżniających się w lidze zawodników, to może warto przedefiniować całą politykę klubu? Ważniejsze jednak było zrozumienie mechanizmu, że jeśli sumienie i z kilkuletnim planem postawi się na szkolenie, odbudowując pracę od podstaw w najmłodszych grupach wiekowych, to w perspektywie dłuższego czasu jest szansa stworzenia czegoś nieporównywalnie trwalszego. Tak oto, między innymi dzięki wielkiemu zaangażowaniu i pracy szkoleniowej Łukasza Kościelniaka, który najpierw z powodzeniem realizował swoją misję w innych ośrodkach w Małopolsce, w końcu też wokół Juvenii zaczęła gromadzić się młodzież. O tym, jak słuszna to droga, świadczą bieżące sukcesy nastolatków. Juniorzy "Smoków" w ostatnich dwóch latach sięgali po mistrzostwo Polski, a świeżo upieczonymi mistrzami są również kadeci (U-16). W odmianie siedmioosobowej pasmo sukcesów jest równie imponujące, czyli wywalczone przez juniorów dwa kolejne złote medale MP oraz trzy wicemistrzostwa kadetów w latach 2016-19. Jeśli dodamy do tego dwa tytułu MP (2018 i 2019 rok) w dorobku kadetek, to zupełnie nie może dziwić, że Juvenii tak szybko nadano miano jednego z absolutnych liderów szkolenia młodzieży w całym kraju. - My zaczęliśmy trochę wcześniej, a po nas Juvenia rozpoczęła budować skład na młodych chłopakach. Na chwilę obecną to krakowianie mają młodszych, a do tego już bardzo dobrych zawodników, których pewnie niedługo zobaczymy w reprezentacji Polski seniorów*. To jest droga, którą kluby w Polsce powinny podążać. Mam nadzieję, że inni pójdą w tym samym kierunku i na takiej strategii rozwoju oprzemy całe nasze rugby - powiedział Interii Piotr Zeszutek, gwiazda Ogniwa i kapitan reprezentacji Polski. Każdego, kto choć przez sekundę pomyślał, że 28-latek należy do zupełnie elitarnego grona krajowych zawodników, którym gra w rugby zapewnia świetne apanaże, sam Zeszutek od razu sprowadza na ziemię. - Można powiedzieć, że pracuję na cztery etaty, aby dobrze żyć. Rugby w Polsce jest sportem amatorskim, dlatego samą grą nie ma na to szans - rozwiał wszelkie wątpliwości as sopocian. Ogromne możliwości rozwoju, z których krakowianie od kilku lat skwapliwie korzystają, stwarza Szkoła Mistrzostwa Sportowego Marcina Gortata. W placówce, mieszczącej się na os. Kościuszkowskim 2A, z powodzeniem działa klasa o profilu - a jakże - rugby! To właśnie w murach tej placówki kształcą się zawodnicy Juvenii oraz reprezentanci Polski, już w godzinach szkolnych korzystając z dodatkowych godzin wychowania fizycznego. Pól wzmożonej aktywności jest znacznie więcej. Równolegle trwa rozwijanie (nad)misji pozyskiwania kolejnych partnerów. Nie oznacza to jednak, że w Krakowie nagle pojawiła się góra pieniędzy. Ba, Juvenia wciąż nie jest nawet ligowym krezusem, jeśli chodzi o budżet, ale widmo bankructwa wreszcie przestało zaglądać tu w oczy. Choć większość zawieranych umów nie jest gotówkowych, to dzięki umiejętnemu wchodzeniu we współpracę barterową, sytuacja Juvenii jest dzisiaj więcej niż stabilna. Taka kooperacja została wypracowana między innymi z sąsiadującą z klubem popularną krakowską restauracją, której ogródek stał się już nawet wziętym miejscem oglądania meczów "Smoków". Zaś niewielki taras lokalu po spotkaniu przeistacza się w plenerową salką konferencyjną, gdzie z dziennikarzami spotykają się trenerzy i delegowani zawodnicy obu zespołów. Sznytu całości nadaje solidny baner, nie żadna wymiętolona płachta, na którym widnieją loga i nazwy partnerów klubu, w tym wyróżniająca się wielkością marka miasta Kraków, które po latach starań zacieśniło współpracę z Juvenią. Warto dodać, że jednym z widzów meczu z mistrzem Polski był pełnomocnik ds. sportu prezydenta Krakowa Janusz Kozioł. To między innymi właśnie zakwalifikowanie się do finansowego programu miasta "Krakowski Ambasador Sportu", stworzyło klubowi warunki, by równolegle z realizowaniem szkolenia wychowanków, móc zawierać krótkoterminowe mini-kontrakty z kilkoma zagranicznymi zawodnikami. W tej chwili w stałej kadrze zespołu znajduje się ośmiu stranierich, ale tylko trzech, którzy otrzymują kieszonkowe. Według naszych informacji to trio zawodników z RPA, którzy przylecieli do Krakowa między swoim sezonem, tylko na rundę wiosenną (na dwa i pół miesiąca). Żaden z nich, choć są wielkim wzmocnieniem zespołu, nie chciał zarabiać, a interesowało ich tylko to, by nie dokładać do "wakacji z rugby" w Polsce. Wakacji, które traktują jak zawodowcy, trenując dwa razy dziennie. Ściągnięcie finalistów ligi uniwersyteckiej to zasługa następnego, nieprzecenionego kontaktu, czyli współpracy z południowoafrykańskim trenerem Conradem Boshoffem, który wspiera krakowski klub. Inny klucz odnaleziono do pozyskania trzech bardzo wartościowych zawodników z Wenezueli, którym działacze pomogli znaleźć pracę i mieszkania. Zagraniczne szeregi uzupełnia przebywający w Polsce na kontrakcie Scott Clark, major wojska amerykańskiego. Gra za darmo, bo lubi i nie blokują mu tej przyjemności obowiązki zawodowe. Za wszystkim nadąża też marketing klubu w nowej-starej odsłonie. Wieloletni rzecznik klubu też zintensyfikował działania i wymyśla akcje, które w środowisku nie przechodzą bez echa. - Niektórzy śmieją się, że jednoosobowo zawstydzam cały Polski Związek Rugby - puszcza oko Kajetan Cyganik, były rugbista Juvenii, a równolegle także członek zespołu zwycięzcy Rajdu Dakar na quadzie Rafała Sonika, gdzie jest odpowiedzialny za kontakty z mediami. Pomysły są banalne w swojej prostocie, ale cały wic polega właśnie na tym, by realizować proste koncepcje, celem budowy coraz lepszego wizerunku klubu i pozyskiwania nowych kibiców. - Tak naprawdę wystarczy zebrać kilku zawodników, wziąć aparat z kamerą i pójść między ludzi - zdradza przepis rzecznik. W ten sposób kilku rugbistów, ubranych w stroje meczowe, niedawno spacerowało po Rynku Głównym miasta. Pytali o rozpoznawalność swojego klubu i zachęcali do obejrzenia starcia z Ogniwem, wręczając spacerowiczom dedykowane zaproszenia na to spotkanie. Świetnie przyjęte zostały też materiały, zrealizowane na tle Kościoła Mariackiego, a także przy rzeźbie bliskiego "Smokom" z Zamku Królewskiego na Wawelu... smoka wawelskiego. Tu warto zaakcentować, że telewizja Polsat Sport też wywarła pozytywną presję i zmobilizowała wszystkich do podniesienia profesjonalizmu. Niżej podpisany wielokrotnie publikował teksty o żenujących akcjach z notorycznym oddawaniem meczów walkowerem, nierzadko z najbardziej prozaicznych powodów. Wszyscy mieli usta pełne frazesów, że zależy im na budowaniu prestiżu rozgrywek i całej dyscypliny, podczas gdy takimi decyzjami przykładali się do niepoważnego postrzegania rugby. Na murawie lubi zaiskrzyć, tak też było w meczu Juvenii z Ogniwem, gdy po jednej z nieprzepisowych szarż obronnych, zawodnicy obu zespołów mieli sobie coś do powiedzenia. Tym niemniej atmosfera na trybunach jest totalnym przeciwieństwem tej, znanej z aren dużo popularniejszych dyscyplin. Właściwie można poczuć się, jak na pikniku, w którym biorą udział rodziny z dziećmi bez obaw, że po opuszczeniu stadionu do słownika ich pociech wejdzie cała paleta niecenzuralnych słów oraz najbardziej wymyślnych obelg. I jeszcze coś, co jak na dłoni odróżnia mecz rugby od piłkarskiego spotkania: klub kibica Juvenii odpalił świecę dymną, emitującą biało-niebieski kolor barw klubowych, jednak uczynił to dopiero po zakończeniu spotkania. Innymi słowy efektowna oprawa była już nagrodą, która w żaden sposób nie zakłóciła przebiegu pojedynku. I jeszcze te gromkie brawa, którymi nagrodzono nie tylko zwycięzców, ale podziękowania otrzymali też zawodnicy z Sopotu. Ci w rewanżu wysoko unieśli ręce i odwdzięczyli się tym samym. - Ogromne gratulacje dla Juvenii. Już w zeszłym sezonie widzieliśmy, jaki robili progres, a w tym długo mówiło się, że sprawiali niespodzianki. Jednak, według mnie, po prostu już doszli do tego, co powinni, czyli ciężką pracą z młodzieżą plus kilkoma dobrymi transferami dołączyli do najlepszych - chwali krakowian Zeszutek. W klubie nie zapominają też o osobach, które przez lata i obecnie, pozostając w cieniu, pracowały i pracują na rzecz "Smoków". Właśnie dlatego mecz Juvenii z Ogniwem poprzedziła chwila ciszy, którą oddano hołd zmarłemu niedawno wieloletniemu dobrodziejowi klubu Jerzemu Głowackiemu seniorowi. Z kolei symbolicznego rozpoczęcia meczu wysokim kopem dokonał Mark Bryan, ambasador klubu ds. kontaktów międzynarodowych, któremu w ostatnich dniach zmarła mama. Właśnie takimi gestami nie tylko jeszcze bardziej zacieśnia się familijne więzi, ale także buduje prestiż i autorytet klubu. W tym roku mija dekada od czasu największego sukcesu w historii Juvenii. W 2009 roku, pod wodzą trenera Andrzeja Kozaka, krakowianie po raz pierwszy w swoich dziejach stanęli na podium mistrzostw Polski. "Biało-niebiescy" sięgnęli po brązowe medale, ale wielka radość trwała krótko, bo jeszcze w tym samym roku ze wspierania klubu wycofał się tytularny sponsor i Juvenia w jednej chwili znalazła się w olbrzymich tarapatach finansowych. Było tak źle, że prezes Samel nosił się z zamiarem wcielenia w życie czarnego scenariusza, czyli wycofania drużyny z najwyżej klasy i przystąpienia do ligi regionalnej. Ta historia wciąż jest doskonale pamiętana przy Błoniach i pozostaje bolesną, ale ważną lekcją. - Cieszę się z tego, jakie ruchy poczyniono w Krakowie. Wierzę w to, że Juvenia, z którą jeszcze kilka lat temu "cięliśmy" się o pozostanie w ekstralidze, a później o awans z pierwszej ligi, na lata ugruntuje swoją pozycję w czołówce. W tym celu cały czas muszą być realizowane kroki spokojne i długofalowe. Sport nie jest na dzisiaj, czy na jutro, ale trzeba go planować na wiele lat. Teraz Juvenia robi to dobrze i mam nadzieję, że działania kolegów z Krakowa w żadnym momencie nie zostaną zaburzone finansowo, co w naszym sporcie jest niestety częstym problemem - podsumował kapitan "Biało-Czerwonych". *Irlandzki selekcjoner naszej kadry Duaine Lindsay powołał dwóch 19-letnich rugbistów Juvenii: kapitana Bartłomieja Janeczkę (skrzydłowy ataku) oraz wice kapitana Michała Jurczyńskiego (środkowy ataku) na zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczem z Niemcami w Pucharze Narodów Europy, który odbędzie się 2 listopada w Łodzi. Dodatkowo na liście rezerwowej znalazł się łącznik ataku 18-letni Artur Bryl, drugi najlepiej punktujący zawodnik w naszej lidze. Artur Gac